Dostajemy tę rolę bez castingu. Nie ma prób. Nie ma tekstu, scenariusza, reżysera... Codziennie na deskach rodzicielstwa.
W pracy nieustannie zalecam, ordynuję, przepisuję. Zgodnie z rekomendacjami, standardami.
A co z wychowaniem? Kolejny rok odbywam kurs z macierzyństwa. Czas na wykład z sejsmologii.
Wulkaniczna natura rodzica to jego grzech ciężki, powszedni. Długo niewzruszony, cierpliwy. Aż nagle i niespodziewanie krew zawrze, jak lawa, zawodne synapsy nie blokują rzeki emocji i wylewa się gęsta, gorąca lawa złości wzbudzona młodzieńczym buntem lub po prostu beztroską dzieciństwa.
Są miejsca na ziemi, gdzie wulkany zniszczyły życie, któremu ciężko odrodzić się po setkach lat. A co może sprawić ludzka apodyktyczna lawa? Zmywa uśmiech z twarzy dziecka, które ufa przecież bezgranicznie. Niszczy jego wiarę w siebie i swoje możliwości. Odbiera wolność, która przysługuje każdemu. Rujnuje miłość radosną i bezwarunkową. Niszczy ciało i duszę...
"Piastując zaszczytny urząd rodzica, zobowiązuję się do pozostania wygasłym wulkanem!"
I nie pomyślcie, że powyższe słowa to oznaka starości. Nie ważcie się! Temperamentna pozostaję!
A warsztaty z sejsmologii obowiązkowe dla wszystkich!