wtorek, 26 maja 2015

Dzień Matki.

Miłością jawi się maj. Dla mnie to miesiąc imienin, urodzin, a od kilku lat to również Dzień Matki. Nie ukrywam, że ostatnie święto celebruję każdego wieczoru, kiedy siedzę z filiżanką herbaty i "oglądam film z właśnie mijającego dnia". Im więcej kadrów z uśmiechniętymi twarzami - moją, męża i dzieci, tym bardziej uroczysty staje się dzień.
Być szczęśliwą matką... To z pewnością wiele scenariuszy. Są kobiety, które zajmują się wyłącznie opieką nad dziećmi, wiele z nas pracuje zawodowo. Mamy stały grafik służbowych obowiązków albo nienormowany czas pracy. Bywa, że dzieciom możemy poświęcić każde popołudnie, ale zdarza się, że mamy dla nich pojedyncze godziny w tygodniu, czy miesiącu. Różnimy się, ale każda szczęśliwa mama ma błyszczące oczy i uśmiechnięte usta. Blask macierzyństwa to duma z dzieci, ale i rozmowa z nimi o ich kłopotach. Czas spędzony wspólnie, ale i oddzielnie, gdy uczymy się separacji, tęsknoty i zaufania. Dzień Matki to każda chwila, gdy słyszę "Kocham Cię!" A największy prezent na tę okazję? - Widzieć przed sobą wychowanego na szlachetnego i mającego świadomość swej wartości człowieka, który do bliskich uśmiecha się tak, jak wówczas, gdy zrobił to pierwszy raz w życiu, słysząc głos matki. Szczęśliwy, zdecydowany i mądry. Doskonała laurka i świadectwo sukcesu macierzyństwa zarazem. Najpiękniejszy dar, który najpierw rośnie pod sercem w rytm jego miłości, a później niezmiennie i nieustannie w sercu matki ma swoją przystań. Życie jest piękne!


Bezcenne dzieła miłości.
 

wtorek, 19 maja 2015

Urodzinowy autoportret.

Urodzinowy autoportret? Bardzo proszę!


Moje urodziny w dzieciństwie miały zapach konwalii... Dziś - nadal tak jest! Przeszłość zamyka się w folderach zdjęć. Ważne, by w każdym momencie życia, mieć wokół siebie osoby, które słuchają i znają upodobania i pragnienia. Wówczas kwiaty i zioła mają piękny zapach bliskości.
Kolejno przychodzące urodziny to podsumowania oraz pytania o sens, jakość i przyszłość.
"Lepiej być nie może!- "Czemu nie chcę słuchać tego dziś?" W odpowiedzi rozciągam tęczową perspektywę. Zakochana w miłości używam jej nawet do pieczenia chleba. Inaczej nie potrafię! Uśmiecham się do ludzi, dostrzegam ich zakłopotanie, nie zrażam się, próbuję ponownie. Lubię mówić "Dzień dobry!" - z prostych pozdrowień, czerpię niezwykłą radość. Sukcesem jest dla mnie trofeum cierpliwości, której uczę się każdego dnia. Uwielbiam być szczęśliwą! Dla siebie, dla bliskich... Tak po prostu, w swoim stylu. Pozytywna energia przypływa zewsząd. Z słupka rtęci, który podskoczył wyżej, z odgłosu ptaków o świcie, z czerwonych paznokci pomalowanych w wolnej chwili, z uśmiechu dzieci, pocałunku męża. Niepokorna optymistka z bagażem smutków zamkniętych w minionych rozdziałach. Uczę się siebie, uczę się ludzi... Bywa, że fakultet z ludzkości budzi dekadencki nastrój. Co wtedy? Zakładam szpilki, które wyzwalają wyprostowaną postawę i zmierzam do delikatesów po wanilię, czekoladę i cynamon. I zaraz w domu rytm życiu nadaje piekarnik, pachnie radością i szczęściem domowego ogniska.
Jestem nieznośna! To prawda! Nie znoszę kultu smutku. Powtarzam, że zawsze są dwie drogi. A życie składa się z wyborów. Zamknięta w mózgu dusza, musi tych wyborów dokonać.
Cała ja! A może nie? Pewnie jeszcze dużo zakrętów w labiryncie myśli o sobie i życiu. Niejedno jeszcze odkryję! Mam nadzieję na wielką przygodę! Długowieczność? - Niekoniecznie! Piękne życie? - Mam na nie apetyt!

Urodzinowy autoportret - co rok można podarować sobie i bliskim piękniejszy wizerunek!








czwartek, 7 maja 2015

M jak maj. Maj jak matura. Egzamin dojrzałości czyli "żyj kolorowo!"

Żyj kolorowo! Namawia do tego Ewa Bem w swojej piosence. Ja dziś jej wtóruję. Artystka mówiąc o tym utworze, podkreśla, że zachęca w nim do poznawania życia - wszystkich jego odcieni, nie tylko barw szczęścia.
Ja zainspirowana jej słowami zastanawiam się, w co ubrać dziecko na spacer po życiu?

Kochanie, załóż: żółte spodnie, by o powodzeniu wyprawy decydowała pogoda ducha, a nie aura, niebieską, pełną harmonii bluzę, która zwalczy porywy targających emocji, zielone, pełne nadziei buty, które będą prowadzić przez świat pewnie i odważnie dzięki czerwonej podeszwie dodającej wiary w siebie i odwagi, biało - czarną czapkę, która ochroni jasne reguły, wartości i własne zasady postępowania, różowe okulary optymistycznie oceniające sytuacje, które się zdarzą i szarą bieliznę, którą, jak smutki skryjesz przed wielkim światem, by dostęp do nich był ograniczony zaufaniem!
Weź plecak domowych porad i wspomnień przygotowany, by włożyć do niego bagaż własnych życiowych doświadczeń. Jesteś gotów! Idź! Idź i zbieraj kwiaty życia!

Niezależnie od tego, czy masz  lat 7, czy właśnie składasz  egzamin maturalny, który w istocie nie zapewnia dojrzałości, potrzebujesz bezpiecznego ubrania.
To wartości i emocje, w które ubieramy się na co dzień zadecydują o tym, jak ułożą się kwiaty życia . Czy powstanie z nich zachwycający, czy chaotyczny, kiczowaty bukiet? Los podarowuje nam wiele -  stokrotki radości, niezapominajki miłości, kalie powagi i chryzantemy tęsknoty, a florystyczna (życiowa) dojrzałość układa z nich ciekawą i piękną kompozycję życiowych doświadczeń.
Prawidłowo ubrać (w emocje) dziecko to  sztuka zwana wychowaniem.
Życzmy sobie powodzenia! Przed nami ważny egzamin z rodzicielstwa.

A szkolna matura? W przeszłości chwalić się nią mogli wybrani, była świadectwem określonego i wysokiego poziomu intelektualnego. Obecnie w Polsce stała się bardziej rozpowszechniona. Czy to dobrze? Czy to konieczne, by niemal każdy mógł się okazywać świadectwem maturalnym. A może warto byłoby powrócić do szkół zawodowych i kształcenia rzemieślników? W mediach w maju takie padają pytania. Czy matura nie straciła na wartości?
Czy jest każdemu potrzebna?
I tu mądrość moich dzieci. Wnioskuję, że ich myśl bliska jest Europejczykom z zachodniej części kontynentu, choćby Francuzom, wśród których 60% uczniów decyduje się złożyć egzamin maturalny, a 60% z nich go zdaje. I nie jest to koniec świata! Nie każdy jej potrzebuje. Nie każdy musi studiować.
Otóż taka oto rozmowa miała miejsce w moim...aucie, gdy dzieci były szczęśliwymi przedszkolakami.
- Będziemy prowadzić kawiarnię! - zakomunikowała moja córka.
- Czy dacie nam wtedy mieszkanie? - konkretyzował zamysł mój syn.
- Zakładamy (ja i tata), że kiedyś przyjdzie taki czas, że trzeba będzie zorganizować Wam samodzielne zamieszkanie. Gdybyście podjęli studia to pewnie zamieszkacie sami.
- Sami? - zapytała córka.
- Tak. Na studiach raczej nie mieszka się z rodzicami. - oznajmiłam.
- A ile dni trwają studia? - kontynuowała zaniepokojona córka.
- Pięć lat.- odpowiedziałam.
- Pięć urodzin? - z niedowierzaniem i przerażeniem ponownie zapytała mnie córka. - To ja na pewno nie będę studiować!- dodała z dużym przekonaniem.
- Pamiętajcie tylko, że niektóre zawody, takie jak mój, czy taty wymagają studiów. - nieśmiało szukałam argumentów.
- A prowadzenie kawiarni? - córka nie odpuszczała.
- Nie. - odpowiedziałam krótko.
- To ja na pewno nie pójdę na studia! - zatriumfowała 5-latka.
- Aha...- bo cóż więcej mogłam dodać, widząc zadowolone z podjętej decyzji dzieci...

A czy zdecydują się na egzamin dojrzałości? Nie wiem! Ważne, by byli "kolorowo ubrani"!