wtorek, 15 września 2015

International Dot Day.


Kompleksy są wrogiem szczęścia w każdym wieku. Nawet najpiękniejszą, najciekawszą, najbarwniejszą osobowość przeistoczą w "kupę nieszczęścia". Dlatego należy obchodzić Święto Kropki przypadające 15 września. To święto kreatywności, odwagi i zabawy. Czy znacie historię Vashti?

"Vashti jest małą nieśmiałą dziewczynką, która nie wierzy w swoje możliwości. Na lekcji plastyki nie miała pomysłu jak wyrazić siebie za pomocą znaczka. Uparcie twierdziła, że nie potrafi malować, a zamknięte farbki tylko ją irytowały. Nauczycielka cierpliwie czekała, aż Vasti podejmie próbę. Powiedziała do dziewczynki „Postaw znaczek, a zobaczysz dokąd cię przeniesie”. Vashti była niezadowolona, ale chciała jak najszybciej opuścić klasę, więc zniecierpliwiona postawiła kropkę na środku kartki i zaczęła się pakować. Nauczycielka popatrzyła na kropkę i zachwyciła się. Poprosiła o podpisanie dzieła. Nazajutrz, gdy Vashti weszła do klasy zobaczyła nad biurkiem nauczycielki swoją kropkę oprawioną w piękną pozłacaną ramkę. Była szczęśliwa, że jej kropka się spodobała, wisi w takim ważnym miejscu i wszyscy mogą ją podziwiać. Pomyślała sobie, że potrafi namalować jeszcze piękniejsze kropki i wszystkim to udowodni. Otworzyła pudełko z farbkami, i zaczęła swoją przygodę z malowaniem kropek. Malowanie pochłonęło ją całkowicie, mieszała farby ze sobą, odkrywała nowe kolory, namalowała dziesiątki mniejszych, większych kropek. Wszyscy mogli podziwiać kropkowe obrazy Vashti na szkolnej wystawie, a dziewczynka z dumą przechadzała się korytarzem. Nagle zauważyła małego chłopca, który z zachwytem podziwiał kolorowe kropki na obrazach. Powiedział zasmucony, że Vashti tak pięknie maluje, a on nie potrafi narysować nawet prostej kreski. Vashti długo się nie zastanawiała, podała chłopcu kartkę i poprosiła by coś szybko narysował. Narysował to, co potrafił - zygzak. Vashti popatrzyła na obrazek z takim samym zachwytem, z jakim nauczycielka popatrzyła na jej pierwszą kropkę i poprosiła, by chłopiec podpisał swoje dzieło. Tak kończy się opowieść o dziewczynce, która dzięki mądrej nauczycielce uwierzyła w siebie, odkryła w sobie talent i odwagę."



Trudno osiągnąć sukces, gdy wątpisz w powodzenie swoich działań. Gdy nie wierzysz w zwycięstwo, nie masz odpowiedniej motywacji. Nie masz motywacji, gdy nie masz pozytywnej samooceny. Kiedy źle się oceniasz, "stajesz w kącie", a tam dopada Cię hejt, frustracja, depresja...


Namaluj "kropkę"! Pokaż ją światu! Jest piękna! Jest pięknie!
Zmotywowany pochwałą, widzisz, że masz talent. Dobra samoocena motywuje do kolejnych wyzwań.
Wiesz, że możesz osiągnąć sukces, dlatego go odnosisz!


Odważnie do celu!






 

piątek, 28 sierpnia 2015

Przed pierwszym dzwonkiem.

Nowy rok szkolny. Nowe oczekiwania, założenia, plany. Nowe minimum programowe i jak zwykle zbyt krótki czas na jego realizację. Temat, pęd, sprawdzian. I dalej do kolejnego zagadnienia. I choć dla uczniów to mozolny czas to jednak mija w mgnieniu oka.
Szkoła z pewnością może być atrakcyjna. Mogą po niej pozostać cudowne wspomnienia... Wiele zależy jednak od kreatywności jej twórców. Wystarczy tylko wsłuchać się w myśl Konfucjusza, a lekcje będą niezapomniane!
"Powiedz mi, a zapomnę."
"Pokaż mi, a zapamiętam." 
"Pozwól mi zrobić, a zrozumiem."  
Praca metodą pedagogiki zabawy pozwoli... polubić szkołę. Naprawdę!
 
 
 
 

czwartek, 20 sierpnia 2015

Skarby wakacyjnej walizki.

Ostatnie dni wakacji - właśnie kończą się letnie podróże. Czy małe, czy duże - na zawsze już pozostaną w zaułkach pamięci. Wystarczy tylko zmrużyć oczy, by zajrzeć w głąb lipca i sierpnia.
Nieocenionym reporterem wakacyjnej przygody jest osobista walizka. Na wstępie zamyka pokłady nadziei na dobrą zabawę, później uwalnia entuzjazm, a na koniec przyjeżdża z nami pełna wrażeń, emocji i wspomnień.
Bycie ze sobą, codzienne, wzajemne obdarowanie się czasem... Śniadania, spacery, zabawy, rozmowy...
Porządkuję życie po wakacyjnych wyprawach i z walizki wypakowuję całusy, śmiech i setki podskoków szczęścia... Cudowne wspomnienia wspólnego lata.
Lubię Cię, walizko!

czwartek, 9 lipca 2015

Wakacje z duchami, czyli o demonach akceptacji.

Wakacje odsuwają szereg problemów wychowawczych. Pracowitość, systematyczność i kilka innych cech, o które zabiegamy w roku szkolnym, w czasie letniego wypoczynku schodzą na plan dalszy. Może zatem czas wakacji jest dobrym momentem, by pomyśleć i "uczyć się" akceptacji. Wpływ środowiska szkolnego jest teraz zminimalizowany, a zatem łatwiej bez emocji rozmawiać o wierze w siebie i postępowaniu z napastliwym i bezwzględnym gronem rówieśników. Chęć bycia akceptowanym to demon współczesnych dzieci, młodzieży, a przez to i ich rodziców. Jak z nim postępować? Z pewnością predyspozycję do umiejętnej walki o siebie ma się zapisaną w temperamencie, ale wiele też można się nauczyć. Obserwuję dzieci, ale wnioskuję też z własnego doświadczenia.
"Masz silną osobowość" - słyszę od znajomych. Tak mnie postrzegają. A jak ja widzę siebie? Nigdy nie byłam osobą skupiającą uwagę, nie miałam licznych znajomych, ani grona adoratorów. Nie brylowałam, bo nie miałam zasobów. Dobre oceny w szkole podstawowej począwszy od klasy czwartej były raczej wadą niż zaletą. Nie grzeszyłam urodą, ubrania, które nosiłam były, jakby na bakier z modą, nie ubierałam markowych etykietek, ani hitów sezonu. Często za duże skrywały moją drobną posturę i były doskonałym tematem do prześmiewczych plotek. Cóż, o gustach się nie dyskutuje, mogłabym zażartować z siebie dziś, a wtedy... Szłam swoją drogą z osobami, z którymi dobrze się czułam. Oczywiście wolałabym wyglądać inaczej, być "elitą klasy", ale idoli w klasie wybiera się raz i szybko zamyka się tę kastę. "Cichutko zazdrościłam" i czekałam na lepsze czasy... Czy nadeszły? Gdy dostałam się na wybrane studia, odnotowałam to jako sukces. I tam oczywiście nie byłam duszą towarzystwa, ale spokojnie obserwowałam tych, którzy lśnili. Zdecydowałam się na poprawę wizerunku i jej dokonałam ze skutkiem zadawalającym! Ważne, by wiedzieć, że nie można mieć wszystkiego i nie wszystko złoto, co się świeci.
Po studiach okazało się, że mam... raka. Wiedzę tę zostawiłam na Okęciu i pofrunęłam w przestworza podróży poślubnej bez obciążającego balastu. Na Saharze nie żyją raki, więc dobrze się bawiłam! Po powrocie dokończyłam diagnostykę. Diagnoza okazała się żałosnym żartem losu i niekompetentnego nauczyciela akademickiego. Wyciągnęłam wnioski: zawodowe - nie wolno stawiać diagnozy zbyt wcześnie i prywatne - ciesz się życiem, na codzienne kłopoty patrz, jak na drobnostki, bo jedynie śmierć odbiera Ci możliwość wyboru drogi, którą podążysz.
Odwagi i siły, które dziś posiadam dodała mi również przygoda z doktoratem (podkreślam to wielokrotnie, bo pozytywne wydarzenia również kształtują charakter). Tak bowiem postrzegam studia doktoranckie. Właśnie jako przygodę. Splendor pochwał od zacnego uniwersyteckiego grona i szereg prezentacji, których musiałam dokonać sprawiły, że niejednokrotnie pomyślałam - "muszę być rzeczywiście dobra!" Dlatego ciągle nakłaniam wszystkich do pochwał. Czynią cuda!
Dziś jestem odważna, silna. Nie ma pytań, których bałabym się zadać, nie ma dziedziny życia, której nie umiałabym analizować i nie ma słów, gestów, czynów, z którymi czekałabym na lepszy hipotetycznie moment. Nie boję się konfrontacji z tym co mówią o mnie inni.
Silna osobowość - czy drzemała we mnie, gdy byłam szarym tłem? Czy może właśnie wówczas się kształtowała? "Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono!" Pamiętam głośny śmiech z mojej komunijnej niemodnej, odziedziczonej po starszej siostrze sukienki i radość z modnego wianka, którą rekompensowałam sobie bolesną krytykę. Trzeba umieć patrzeć w lustro! Przyjazne odbicie ukazuje cechy, które lubimy, a znienawidzone, wyśmiane okrywa cieniem.
Niewątpliwie wszystkim potrzebne są sukcesy. Poprawiają samoocenę. Wydawało się niemożliwym, a jednak dokonałam/em tego! Niezbędne są również porażki. Dają przekonanie, że po upadku można się podnieść. Nie wszystko dzieje się natychmiast. "Kto czeka, ten się doczeka."
No i pochwały! Tej słodyczy nikt nie odmówi!
Gdy lubi się siebie, niegroźne staje się hejtowanie. Mało nas obchodzi.
W wakacje uczmy dzieci uwielbienia samego siebie!
Active summer - praca nad tężyzną psychofizyczną!


piątek, 26 czerwca 2015

Lato czeka! Niezbędnik dla wyjeżdżających z dziećmi.

Wakacje. Urlop. Podróż. Co trzeba wziąć? Co trzeba wiedzieć? Co trzeba zrobić, by wrócić uśmiechniętym?
Piękna pogoda, cudowne miejsce nie zawsze zapewnią udany wypoczynek. Dlaczego? Odpoczywać też trzeba się nauczyć! Otóż należy przyjąć, że nasze dzieci ideałami nie są! A wakacje doskonale demaskują ich niedoskonałości. O ile w szkole bronimy ich jak lwice, o tyle teraz... Spędzamy z dziećmi znamiennie więcej czasu. One nie idą do szkoły, nie muszą odrabiać lekcji, mają czas wolny. Dla pokolenia Wi - Fi czas wolny spędzany nad morzem, jeziorem czy w górach może oznaczać... nudę! A nuda to największy demon, który sprowadza na najbardziej nawet kochającą się rodzinę, grad awantur. A zatem trzeba mieć plan. Może on zrodzić bunt w młodym pokoleniu i pojawi się sprzeciw, ale gdy nie poddamy się i wdrożymy go z czasem wszyscy będą zadowoleni.
Dla zachowania zdrowia psychicznego miejmy również oczy szeroko zamknięte na wady naszych słodziaków. Tacy są! Geny, temperament, nawyki. I nawet odległy zakątek tego nie zmieni!
"By rozum był przy młodości..."
 Życzę obfitych w pozytywne wrażenia wakacji! Powodzenia!

wtorek, 26 maja 2015

Dzień Matki.

Miłością jawi się maj. Dla mnie to miesiąc imienin, urodzin, a od kilku lat to również Dzień Matki. Nie ukrywam, że ostatnie święto celebruję każdego wieczoru, kiedy siedzę z filiżanką herbaty i "oglądam film z właśnie mijającego dnia". Im więcej kadrów z uśmiechniętymi twarzami - moją, męża i dzieci, tym bardziej uroczysty staje się dzień.
Być szczęśliwą matką... To z pewnością wiele scenariuszy. Są kobiety, które zajmują się wyłącznie opieką nad dziećmi, wiele z nas pracuje zawodowo. Mamy stały grafik służbowych obowiązków albo nienormowany czas pracy. Bywa, że dzieciom możemy poświęcić każde popołudnie, ale zdarza się, że mamy dla nich pojedyncze godziny w tygodniu, czy miesiącu. Różnimy się, ale każda szczęśliwa mama ma błyszczące oczy i uśmiechnięte usta. Blask macierzyństwa to duma z dzieci, ale i rozmowa z nimi o ich kłopotach. Czas spędzony wspólnie, ale i oddzielnie, gdy uczymy się separacji, tęsknoty i zaufania. Dzień Matki to każda chwila, gdy słyszę "Kocham Cię!" A największy prezent na tę okazję? - Widzieć przed sobą wychowanego na szlachetnego i mającego świadomość swej wartości człowieka, który do bliskich uśmiecha się tak, jak wówczas, gdy zrobił to pierwszy raz w życiu, słysząc głos matki. Szczęśliwy, zdecydowany i mądry. Doskonała laurka i świadectwo sukcesu macierzyństwa zarazem. Najpiękniejszy dar, który najpierw rośnie pod sercem w rytm jego miłości, a później niezmiennie i nieustannie w sercu matki ma swoją przystań. Życie jest piękne!


Bezcenne dzieła miłości.
 

wtorek, 19 maja 2015

Urodzinowy autoportret.

Urodzinowy autoportret? Bardzo proszę!


Moje urodziny w dzieciństwie miały zapach konwalii... Dziś - nadal tak jest! Przeszłość zamyka się w folderach zdjęć. Ważne, by w każdym momencie życia, mieć wokół siebie osoby, które słuchają i znają upodobania i pragnienia. Wówczas kwiaty i zioła mają piękny zapach bliskości.
Kolejno przychodzące urodziny to podsumowania oraz pytania o sens, jakość i przyszłość.
"Lepiej być nie może!- "Czemu nie chcę słuchać tego dziś?" W odpowiedzi rozciągam tęczową perspektywę. Zakochana w miłości używam jej nawet do pieczenia chleba. Inaczej nie potrafię! Uśmiecham się do ludzi, dostrzegam ich zakłopotanie, nie zrażam się, próbuję ponownie. Lubię mówić "Dzień dobry!" - z prostych pozdrowień, czerpię niezwykłą radość. Sukcesem jest dla mnie trofeum cierpliwości, której uczę się każdego dnia. Uwielbiam być szczęśliwą! Dla siebie, dla bliskich... Tak po prostu, w swoim stylu. Pozytywna energia przypływa zewsząd. Z słupka rtęci, który podskoczył wyżej, z odgłosu ptaków o świcie, z czerwonych paznokci pomalowanych w wolnej chwili, z uśmiechu dzieci, pocałunku męża. Niepokorna optymistka z bagażem smutków zamkniętych w minionych rozdziałach. Uczę się siebie, uczę się ludzi... Bywa, że fakultet z ludzkości budzi dekadencki nastrój. Co wtedy? Zakładam szpilki, które wyzwalają wyprostowaną postawę i zmierzam do delikatesów po wanilię, czekoladę i cynamon. I zaraz w domu rytm życiu nadaje piekarnik, pachnie radością i szczęściem domowego ogniska.
Jestem nieznośna! To prawda! Nie znoszę kultu smutku. Powtarzam, że zawsze są dwie drogi. A życie składa się z wyborów. Zamknięta w mózgu dusza, musi tych wyborów dokonać.
Cała ja! A może nie? Pewnie jeszcze dużo zakrętów w labiryncie myśli o sobie i życiu. Niejedno jeszcze odkryję! Mam nadzieję na wielką przygodę! Długowieczność? - Niekoniecznie! Piękne życie? - Mam na nie apetyt!

Urodzinowy autoportret - co rok można podarować sobie i bliskim piękniejszy wizerunek!








czwartek, 7 maja 2015

M jak maj. Maj jak matura. Egzamin dojrzałości czyli "żyj kolorowo!"

Żyj kolorowo! Namawia do tego Ewa Bem w swojej piosence. Ja dziś jej wtóruję. Artystka mówiąc o tym utworze, podkreśla, że zachęca w nim do poznawania życia - wszystkich jego odcieni, nie tylko barw szczęścia.
Ja zainspirowana jej słowami zastanawiam się, w co ubrać dziecko na spacer po życiu?

Kochanie, załóż: żółte spodnie, by o powodzeniu wyprawy decydowała pogoda ducha, a nie aura, niebieską, pełną harmonii bluzę, która zwalczy porywy targających emocji, zielone, pełne nadziei buty, które będą prowadzić przez świat pewnie i odważnie dzięki czerwonej podeszwie dodającej wiary w siebie i odwagi, biało - czarną czapkę, która ochroni jasne reguły, wartości i własne zasady postępowania, różowe okulary optymistycznie oceniające sytuacje, które się zdarzą i szarą bieliznę, którą, jak smutki skryjesz przed wielkim światem, by dostęp do nich był ograniczony zaufaniem!
Weź plecak domowych porad i wspomnień przygotowany, by włożyć do niego bagaż własnych życiowych doświadczeń. Jesteś gotów! Idź! Idź i zbieraj kwiaty życia!

Niezależnie od tego, czy masz  lat 7, czy właśnie składasz  egzamin maturalny, który w istocie nie zapewnia dojrzałości, potrzebujesz bezpiecznego ubrania.
To wartości i emocje, w które ubieramy się na co dzień zadecydują o tym, jak ułożą się kwiaty życia . Czy powstanie z nich zachwycający, czy chaotyczny, kiczowaty bukiet? Los podarowuje nam wiele -  stokrotki radości, niezapominajki miłości, kalie powagi i chryzantemy tęsknoty, a florystyczna (życiowa) dojrzałość układa z nich ciekawą i piękną kompozycję życiowych doświadczeń.
Prawidłowo ubrać (w emocje) dziecko to  sztuka zwana wychowaniem.
Życzmy sobie powodzenia! Przed nami ważny egzamin z rodzicielstwa.

A szkolna matura? W przeszłości chwalić się nią mogli wybrani, była świadectwem określonego i wysokiego poziomu intelektualnego. Obecnie w Polsce stała się bardziej rozpowszechniona. Czy to dobrze? Czy to konieczne, by niemal każdy mógł się okazywać świadectwem maturalnym. A może warto byłoby powrócić do szkół zawodowych i kształcenia rzemieślników? W mediach w maju takie padają pytania. Czy matura nie straciła na wartości?
Czy jest każdemu potrzebna?
I tu mądrość moich dzieci. Wnioskuję, że ich myśl bliska jest Europejczykom z zachodniej części kontynentu, choćby Francuzom, wśród których 60% uczniów decyduje się złożyć egzamin maturalny, a 60% z nich go zdaje. I nie jest to koniec świata! Nie każdy jej potrzebuje. Nie każdy musi studiować.
Otóż taka oto rozmowa miała miejsce w moim...aucie, gdy dzieci były szczęśliwymi przedszkolakami.
- Będziemy prowadzić kawiarnię! - zakomunikowała moja córka.
- Czy dacie nam wtedy mieszkanie? - konkretyzował zamysł mój syn.
- Zakładamy (ja i tata), że kiedyś przyjdzie taki czas, że trzeba będzie zorganizować Wam samodzielne zamieszkanie. Gdybyście podjęli studia to pewnie zamieszkacie sami.
- Sami? - zapytała córka.
- Tak. Na studiach raczej nie mieszka się z rodzicami. - oznajmiłam.
- A ile dni trwają studia? - kontynuowała zaniepokojona córka.
- Pięć lat.- odpowiedziałam.
- Pięć urodzin? - z niedowierzaniem i przerażeniem ponownie zapytała mnie córka. - To ja na pewno nie będę studiować!- dodała z dużym przekonaniem.
- Pamiętajcie tylko, że niektóre zawody, takie jak mój, czy taty wymagają studiów. - nieśmiało szukałam argumentów.
- A prowadzenie kawiarni? - córka nie odpuszczała.
- Nie. - odpowiedziałam krótko.
- To ja na pewno nie pójdę na studia! - zatriumfowała 5-latka.
- Aha...- bo cóż więcej mogłam dodać, widząc zadowolone z podjętej decyzji dzieci...

A czy zdecydują się na egzamin dojrzałości? Nie wiem! Ważne, by byli "kolorowo ubrani"!

środa, 29 kwietnia 2015

Teoria względności. Przymiotniki i przysłówki na lekcji z empatii.

W tekście " Niech mówią, że... czyli o tym, jak zrównoważyć ciężką krytykę?" oznajmiłam, że niedługo podejmę temat pocieszania dziecka, gdy wraca smutne do domu. I oto teraz nastaje owo "niedługo". Niedługo? Mija pół roku! Niektórzy żachną się, że oczekiwanie wymagało anielskiej cierpliwości. Inni uznają, że wpisy dzieli krótka chwila. Czas - pojęcie względne. Długo, krótko, dawno...

- Mamo, czy Ty żyłaś w czasach czarno - białych fotografii?! - zapytało z nutą przerażenia i podziwem moje dziecko.
- Tak. - odpowiedziałam zaciekawiona dalszym przebiegiem naszej rozmowy.
- Mamo, a czy świat wtedy był czarno - biały? Bez innych kolorów?
Tu ujęła mnie fantazja dziecka. I już wiedziałam, skąd ta doza przerażenia w głosie. Zaprzeczyłam. Wyjaśniłam, że liście były zielone, niebo niebieskie...
Ale dlaczego córka była pełna uznania, że ja wówczas żyłam? Czy dlatego, że było to tak dawno? Poczułam się, jak... dinozaur! "I Ty Brutusie, przeciwko mnie?"

Dawno, niedawno? By było krótko, a nie długo, zajmijmy się tematem na dziś - smutnym dzieckiem. Porada - "Nie martw się!" to największy wróg empatii. Przyjacielowi, który stracił pracę, ciężko choremu pacjentowi i zmartwionemu dziecku - "Nie martw się!" objawia się niezrozumieniem. Denerwuje, oddala, załamuje... Kiedy dziecko uderzy się, trzeba obejrzeć uszczerbek zdrowia. Wyrazić współczucie, poratować okładem. Kiedy powiemy - "Przesadzasz!" - zacznie płakać, lamentować.
Gdy pokłóci się z przyjacielem - wysłuchajmy, przytulmy, sprawmy coś miłego, bo gdy skwitujemy - "To nic takiego! Nie martw się!" - cały wieczór będziemy obcować z załamaniem, histerią i nieszczęściem.
To co nam wydaje się błahostką, dla przeżywającego jest ogromnym problemem. Tak, jak lekarzowi nie wolno pocieszać ciężko chorego pacjenta, mówić mu, że "wszystko będzie dobrze", tak rodzicom nie wolno przekonywać, że uczucia, kłopoty dzieci są trywialne. Dla każdego - dużego czy małego - aktualny problem jest największy. Wymaga przemyślenia, nazwania, a często podzielenia się nim z kimś bliskim. By go zmniejszyć, na początku należy uznać go za duży. Wejść w emocje dziecka, zapytać je o pomysł na rozstrzygnięcie, ewentualnie zapoznać ze swoim sposobem czy scenariuszem. Jeśli na wstępie uznamy, że jest mały, maleńki z niewdzięczności emocji, udowodni, że to prawdziwa bomba!
Długo, krótko, mały, duży - codzienna teoria względności, w której musimy się odnaleźć. Wszyscy... Razem...

czwartek, 16 kwietnia 2015

Śniadanie zjadam na kolację. Otyłość, nadwaga, silna wola.

W Polsce 40% kobiet i 60% mężczyzn choruje na otyłość. Rozpoczęła się publiczna dyskusja na temat braku specjalistów w dziedzinie leczenia nadmiaru masy ciała. Dietetyków jest zbyt mało, ich gabinety w większości nie są zakontraktowane przez NFZ, interniści i pediatrzy obecnie nie czują się kompetentni do podjęcia leczenia - takie opinie można usłyszeć w mediach. Mówi się o konieczności rozpoczęcia kształcenia lekarzy w zakresie obesitas (otyłości). Wszystko to wygląda niepokojąco. Otyłych wciąż przybywa, a leczących dopiero trzeba wykształcić. A co zrobić ze swoją otyłością dziś, jutro i w kolejnych dniach? Zanim do walki stanie specjalista? Według opinii publicznej los otyłych należy przekazać w ręce medyków. Doświadczenia z lekami na otyłość udowodniły jednak, że bilans zysków i strat wypadł bardzo niekorzystnie. Nagłe zgony sercowe spowodowały wycofanie odpowiedzialnych za zdarzenia kardiologiczne medykamentów. Niewątpliwie wygodnym rozwiązaniem byłyby skuteczne i bezpieczne preparaty medyczne. Trudniej jest bowiem zastosować terapię behawioralną. O wiele łatwiej jest połknąć tabletkę, ba, nawet ich garść niż wsiąść na rower, nie kupić coli, a zamiast pączka z cukierni zjeść własnoręcznie upieczone ciasteczko. (O tym, że warto piec przekonuję na blogu w - "Pieczemy ciasteczka czyli o słodziakach i słodyczach!").

Poznałam 10-letnią dziewczynkę, która rok temu ważyła 60 kg, obecnie waży już... 90 kg! Omówiłyśmy jej upodobania żywieniowe, wychwyciłyśmy błędy i umówiłyśmy się na nadzór czyli wizyty kontrolne.
Jej los pozostaje jednak w jej (oraz rodziców) rękach. Nie wiem przecież, czy są zainteresowani wdrożeniem zaleceń? Dziewczynka nie dostrzega jeszcze potrzeby zmiany wizerunku (stanie się to za tzw. chwilę, gdy wygląd zewnętrzny stanie się dla niej najwyższą wartością, nabędzie wówczas kompleksów, a dzięki otoczeniu dozna okrutnej krytyki). A mama..., czy zechce zmienić , czy podejmie się zmiany wizerunku kuchni? Czy będą kontrolować się w gabinecie lekarskim?

Leczenie nadwagi i otyłości jest rzeczywiście bardzo trudne. Nie dlatego jednak, że nie ma specjalistów, nie ma tych, którzy leczyliby lecz dlatego, że w populacji chorych, którzy wydają się bardzo silni brakuje silnej woli. Zasady proste w teorii, przerastają pacjenta w praktyce. Dlatego... Drodzy Rodzice! Przyglądamy się domowemu menu, bo "czego Jaś się nie nauczy..." ( "Talerz zdrowia. Słów kilka o zdrowym odżywianiu" zawsze do usług na moim blogu).
Weryfikujemy nasze zamówienia w restauracji, niech nie będzie to każdorazowo danie z "kids menu" - o zgrozo - to prawie zawsze frytki z keczupem, spaghetti z sosem bolońskim (przypominającym keczup) i nuggetsy z kurczaka (składające się często z grubej, skwierczącej panierki i niewielkiej w stosunku do "skorupki" porcji mięsa).
Rozbudzajmy smaki naszych dzieci, nie serwujmy im tzw. śmieciowej żywności!
Dokąd prowadzi "wygodne, bo szybkie jedzenie"? To już niestety wiadomo!



Serce i rozum.. Życie składa się z wyborów.

 


środa, 8 kwietnia 2015

Narcyz czy Oskar? Kij czy marchewka?

Każdego roku Akademia Filmowa przyznaje swoje statuetki. Już nominacja jest nobilitacją, a cały świat, nie tylko filmowy, wstrzymuje oddech, gdy ogłaszani są nominowani, a później nagrodzeni. Posiadanie Oscara to uznanie za bycie "NAJ". Każdy z nas, w tym również nasze dzieci na co dzień podlegają ocenie "Akademii". Jurorem jest kolega, ciocia, koleżanka, sąsiad, nauczyciel, przechodzień... Niestety, nie dość, że ocena, którą dane nam usłyszeć, nie jest obiektywna (tak, jak przyznawanie Oscarów podyktowane subiektywnym odczuciem, gustem) to w dodatku częściej słyszymy o sobie źle niż dobrze. Bolesne uwagi z otoczenia dla wrażliwej osoby, a taką jest każde dziecko i nastolatek, mogą skutecznie zmienić nastrój i postrzeganie siebie. Niejednokrotnie z tak błahego wydawałoby się powodu, bo cóż to takiego usłyszeć "gruby", "rudy", albo prześmiewczy śmiech, dochodzi do zaburzeń zachowania lub/i zaburzeń osobowości.
A zatem - Oskar czy Narcyz?

Zdecydowanie Narcyz!
To nie "Akademia", nie otoczenie ma oceniać nasze dziecko, a jeśli to robi, bo przecież opiniuje nieustannie to oceniany musi wiedzieć, że przekonanie drugiej osoby ma mniejszą wartość niż własne. Jak to zrobić? Trudne zadanie!
Moja córka przygotowywała się do konkursu recytatorskiego. Nauka wiersza sprawiała jej radość. Bawiła się słowem  aż do chwili, gdy na próbie w szkole, usłyszała nieuzasadniony śmiech kolegi z klasy. Ten jeden gest, niewykluczone, że przypadkowy (nie ma pewności, że śmiech celowany był w nią, bo może w zakątku sali działo się coś, o czym nie wiemy) sprawił, że uznała siebie za zbyt słabą, by podołać zadaniu i wystąpić przed szerszą publicznością. I co w tej sytuacji? - "Gdzie diabeł nie może, tam babę (mamę) pośle!" Wystąpiłam z przemówieniem: Stań przed lustrem (tu ponownie opiewam ten przedmiot), powiedz ten wiersz i sama oceń recytującą dziewczynkę! Czy podoba Ci się? Kiedy przytaknęła główką, oznajmiłam: I to jest najważniejsze! Świat bywa okrutny, często nie powie Ci, że jesteś wspaniała. Jeśli sama w to nie uwierzysz i nie pokażesz tego światu to w oczach innych będziesz przeciętna, zwyczajna, pospolita, nudna...
Trudny "wykład", ale...córka w kolejnych dniach ponownie bawiła się wierszem i wyrecytowała go na konkursie. Nie wygrała... Po chwili smutku, może rozczarowania ( jej pierwszy konkurs) była zadowolona, zadowolona z siebie! Cóż tam "Akademia", gdy "lustro" zadowolone!
Zachęcam Was do budowania silnych osobowości. Pracochłonne zadanie, ale "bez pracy nie ma kołaczy!"
Właśnie! Czy zgadzacie się z teorią "kołaczy"? A "kij" czy "marchewka"? O karaniu czyli tzw. kiju obecnie mówi się niepochlebnie. Uważa się, że odbycie kary przez dziecko, rodzi w nim poczucie odzyskania niewinności. Odbycie nałożonej kary jest jednocześnie zadośćuczynieniem. Zrobiłem źle, ale zostałem ukarany, więc czyn musi być wybaczony i zapomniany. Nie ma w tym toku myślenia miejsca na wyciąganie wniosków dotyczących postępowania w przyszłości, unikania przewinienia. W "rezolutnej" główce powstaje osobisty kodeks karny - określone postępowanie wiąże się z daną karą, a jej odbycie rozwiązuje problem (z rodzicami, z którymi niewątpliwie bezustannie ma się kłopot). Kara jest miernym narzędziem wychowawczym. Nie uczy. Jest za to (w pojęciu winowajcy) środkiem naprawczym. A nagroda? Marchewka? Opowiem o przeprowadzonym badaniu. Wszystkie poddane obserwacji dzieci zostały zobowiązane do wykonania określonego zadania. Małych uczestników losowo podzielono na dwie grupy. Dzieciom z grupy I za poprawność wykonania zadania obiecano przyznanie kolorowej kuleczki. Dzieci z grupy II już przed rozpoczęciem zadania otrzymały kolorowe kuleczki, które mogły zatrzymać w przypadku powodzenia wykonania zadania, a utracić w przypadku niepowodzenia. I co się okazało? Dzieci z grupy II pracowały intensywniej, z większą starannością. Obserwacja nasunęła wniosek - możliwość utraty trofeum jest większą motywacją do pracy niż możliwość zdobycia nagrody. "Kto daje i odbiera..." - nie zachęca do tej metody, ale wbrew przysłowiu, skoro bardziej boimy się utraty czegoś co jest już nasze niż tego, że nie uda nam się czegoś zdobyć to może jednak warto rozważyć takie motywowanie. Zastanówmy się... Obiecana (jedynie) nagroda wydaje się bardziej hipotetyczna niż realna. A niepowodzenie skutkujące odebraniem nagrody rodzi żal i złość. "Już był w ogródku, już witał się z gąską..." Czy zatrzymam, czy stracę? - zależy ode mnie! Przyznacie, że to podkręca napęd do pracy. Za zdobycz, którą można utracić warto ustanowić "przyjemność" np. oglądanie filmu, przejażdżkę rowerową itp. Wykonujemy wówczas tzw. bilet na "przyjemność" i wręczamy na starcie zadania (odrabiania lekcji - zmory dzieci i rodziców). Uwierzcie, że niejeden nie pozwoli odebrać sobie nagrody. (Hi, hi, hi!)

wtorek, 31 marca 2015

Wiosenne porządki. Lustro potrzebne natychmiast!



Tak się przyjęło, że wiosną robimy porządki. Wyrzucamy zbędne przedmioty z szafy, kilogramy z bioder, sprzątamy w domu i w ogrodzie...
Kiedy już wszystko pachnie świeżością, czas na porządek w głowie! Niech i ona lśni bez smug, rys i skaz. Nierzadko to najbardziej karkołomne zadanie! Mąż, wiadomo, pochodzi z innej planety, dzieciom zdarza się być oporną materią, nikt nie chce zrozumieć naszych dobrych intencji, naszych nastrojów, obaw, trosk, niekończących się przemów... Jak nie zwariować?!
Może pomóc domowy psychoterapeuta. Nie  jest nim leżanka... (ta wyłącznie w gabinecie specjalisty).
Absolutnie nie waga!



Myślę o...lustrze.
To wartościowa pomoc naukowa w dziedzinie wychowania. Zwierciadło duszy jest nieprzecenionym źródłem wiedzy nie tylko o sobie (dobrze podpowiada i tworzy jasne deklaracje dotyczące oczekiwań od życia, naszych wybrańców z Marsa i bliskich sercu aniołków - diabołków), ale i o naszych dzieciach. O ich osobowości i nastroju w danej chwili. Lustro to doskonałe narzędzie do nauki pewności siebie, cudowne, gdy trzeba przekonać do podjęcia wyzwania.
Przed lustrem trudno skłamać, wypowiadane przed nim i do "niego" słowa nabierają powagi, są wiarygodne.
By Was przekonać, za zgodą bohaterów, przytoczę dialogi z lustrem w roli ważnej, które miały miejsce w naszym domu.

Scena I.
"Naprawdę jaka jestem?" (czyli lustrujemy osobowość).
Występują: Dziewczynka, Lustro, Mama
Autoportret głównej bohaterki.

Mama: Jaka jest ta dziewczynka z lustra?
Dziewczynka (niepewnie): Rozczochrana?
Mama (cicho, niespostrzeżenie): Hi, hi!
Lustro: Jaka? Powiedz o niej coś miłego!
Dziewczynka (równie niepewnie, jak poprzednio): Ładna?
Mama: Ładna!
Lustro: Jaka?
Dziewczynka (nadal niepewna): Mądra?
Mama: Mądra!
Lustro: Jaka?
Dziewczynka ( już bardziej przekonana): Grzeczna.
Mama: Grzeczna
Lustro: Jaka?
Dziewczynka (ponownie wątpiąca): Duża?
Mama: Duża.
Lustro: Co robi dobrze?
Dziewczynka (teraz z przekonaniem): Ładnie pisze. Ładnie się czesze.
Mama: Zapytaj, co lubi?
Dziewczynka (wesoło): Co lubisz?
Dziewczynka (po chwili, poważnie): Lubi lody i...przytulać się.
Mama: Chodź do mnie szybko!

P.S. Czy wiecie jak skończyła się ta scena?
       A lody zjemy wkrótce...


Scena II
"Co mi w duszy gra?" (czyli lustrujemy nastrój).
Występują: Chłopiec, Lustro, Mama.

Mama: Jaki jest ten chłopiec z lustra?
Chłopiec (po chwili, poważnie): Smutny... Zły.
Lustro: Na kogo?
Chłopiec (pewnie): Na mamę!
Lustro: O co?
Chłopiec (z wyrzutem): O śmiech ze mnie, wczoraj wieczorem, kiedy zachowałem się średnio!
Lustro: Średnio?
Chłopiec: Źle.
Mama ( ze smutkiem i wstydem): Aha...
Lustro: A co lubisz?
Chłopiec (z przekonaniem): Lubię piłkę nożną, lubię rodziców.
Lustro: Co chciałbyś teraz zrobić?
Chłopiec (nieśmiało): Chciałbym się przytulić.
Lustro: Do kogo?
Chłopiec (ze smutną miną): Do mamy.
Mama: Chodź do mnie szybko!

P.S. Nie wiem, czy zawsze sceny przy lustrze kończą się uściskiem, przytuleniem i miłością? Trzeba  to sprawdzić! Zachęcam!

Nie ukrywam, że się wzruszyłam... Wtedy i teraz...

Ale, do rzeczy!
Czas na podsumowanie!

Z lustra patrzy na Ciebie ten, kto przed nim stoi. Jak Cię postrzega? Kogo widzi?
Odpowiedz!







 
 
 
 
 




 
 
 
 
 

wtorek, 17 marca 2015

Tajemnica kodu "46,XX".

Decyzją losu zostałam matką bliźniąt o różnej płci. W toku wychowania moje dzieci równoczasowo obowiązują takie same reguły naszej życiowej gry, a jednak są bardzo różne... Zmierzam do tego, by wskazać, że dzieci nie rodzą się "białą kartą". Niewątpliwie czynniki środowiskowe mają duży wpływ na kształtowanie naszej osobowości, ale jednak nie jedyny. I geny odgrywają swoją rolę, w tym zgromadzone na chromosomach X i Y. Dlatego też nie jestem za równouprawnieniem, "równopracowaniem", "równoodpoczywaniem" itp. Nie wyobrażam sobie bowiem, bym mogła pracować jako mechanik samochodowy,  w wolnym czasie kopać piłkę, a w tv oglądać boks... A zatem na czym polega urok i tajemnica kodu 46, XX?

Sypialnia 7-latki
Płeć piękna niech taką pozostanie, ale podkreślam, że i księżniczka jest z krwi i kości! Owszem, kobiety niezależnie od wieku miłują stroje, puzderka, bibeloty, ale maja też swoje obowiązki. Nie jest wstydem biegać z odkurzaczem, czy traktować mięso tłuczkiem szczególnie jeśli jest się królewną z XXI wieku. Dlatego ja i moja córka mamy swoje, rzec można, książęce powinności.
"Bądź dobra i odważna!" - powtarzam swojej dziewczynce słowa, które przez życie prowadziły Kopciuszka. To wg mnie dobre przesłanie na życie. "Bądź dobra i odważna!" Nie dobra naiwnie lub wręcz żałośnie lecz "dobra i odważna" zarazem. Nie czynić drugiemu zła i mieć odwagę sprzeciwiać się złu skierowanemu przeciwko sobie. Wrażliwość, troska, ale także pewność siebie i asertywność. Tego chciałabym nauczyć swoją córkę. Już dziś w tej małej jeszcze kobiecie znajduję wielkie serce pełne miłości. Uczymy się odwagi, która ma jej pomóc wygrać z nieuczciwością i przemocą.
"Dobre i odważne" - właśnie takie powinnyśmy być! Uważam, że niepotrzebne jest udowadnianie sobie i światu, że jesteśmy takie, jak mężczyźni, że niczego nam nie brakuje. Przeciwnie, brakuje nam...chromosomu Y, nie osiągamy męskiego poziomu testosteronu, ani ich masy mięśni. Czy to źle? Absolutnie! Nie chcemy przecież mieć "Y", bo wówczas wybrałybyśmy mecz, a nie zakupy, piwo, a nie cappuccino i korki zamiast szpilek. Nie chcemy ich dawki testosteronu, bo depilacja byłaby czasochłonna i uciążliwa, siniak po bójce, o którą łatwo, gdy ów hormon dochodzi do głosu, szpeciłby makijaż. A mięśnie? Czy nie wolimy być "S" ,a nie "XXL"?
A zatem piękne, dobre, wrażliwe, mądre, odważne, konsekwentne, ambitne kobiety z krwi i kości. Takich nas potrzeba! Niech takie będą nasze małe jeszcze wróżki. Niech oczarują świat swą magią kobiecości...


Instrukcja obsługi: Włóż, by brylować, gdy już nie sprzątasz!
 

czwartek, 19 lutego 2015

Śpiesz się powoli!

"Pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł" - miała w zwyczaju powtarzać moja znajoma, choć w gruncie rzeczy to bardzo energiczna kobieta.
"Jak się spieszy to się diabeł cieszy!" Wszystko to wiemy, ale życie nakłada na nas wiele obowiązków, a doba nie idzie z duchem czasów i wciąż trwa jedynie 24 godziny. Dlatego niemal biegiem zmierzamy do pracy, szkoły, przedszkola! Zakupy w markecie najchętniej robilibyśmy wyposażeni w rolki. I tak wciąż, i tak bez końca! Najtrudniej, gdy na co dzień obcujemy z osobą, dla której zegar nie jest takim wrogiem, jak dla nas. Taka sytuacja ma miejsce u mnie w domu. Jedno z moich dzieci ma temperament śródziemnomorski. Nigdy się nie spieszy! W zadziwiający sposób zamyśla się w każdej sytuacji. Przy odrabianiu lekcji, pod prysznicem, podczas posiłków, nawet pomiędzy zakładaniem skarpet czy nogawek, bo przecież są aż dwie! Dlatego hasło - "Pośpiesz się!" biło u nas rekordy popularności! Biło, aż do chwili, gdy postanowiłam "wejść w rolę wysłuchującego".
Jest wczesny poranek, pobudka około 6:30 i tzw. poranne manewry czyli toaleta i śniadanie. I co? Moje dziecko co najmniej kilka razy słyszy - "Pośpiesz się!" Zastanowiłam się co w mojej głowie działoby się, gdybym słyszała to przekleństwo?! I wyszło mi tak: "A po co mam się spieszyć? Chce mi się spać, a Ty każesz mi jeść śniadanie! W dodatku szybko! Chcę do łóżka! Nie pragnę do szkoły! Ty mnie do niej nie zawozisz, więc co Ci do tego? Zdążę zjeść to zdążę, a jeśli nie? Żadna strata, przecież wcale nie jestem głodny, bo jeszcze śpię! I codziennie kanapki, bo tylko w weekend jest czas na poranne przysmaki! O i znowu to Wasze "pośpiesz się!" Właśnie, że się nie pospieszę! Specjalnie będę się guzdrał! Sama się pośpiesz, jak chcesz!"
Jeśli w głowie mojego dziecka jest choćby połowa tego, co byłoby w mojej to i tak poganianie przyniesie odwrotny do zamierzonego efekt. No i przestałam! Pogryzłam kilkakrotnie swój język, ale nie zwerbalizowałam przeklętej myśli. I wiecie co? Jest lepiej! Rozkaz nie budzi buntu i moje dziecko wypełnia swoje obowiązki szybciej. Oczywiście nie tak, jak ja, ciągle walcząc z czasem, ale czy to źle, że nie stresują go wskazówki zegara? Chyba nie? Na pewno nie! Może i ja pobiorę z tego życiową lekcję. Dzieciom się nie spieszy. Szkoda, że z tego wyrastamy! Przecież "pośpiech jest wskazany jedynie przy łapaniu pcheł!" Mądre te dzieci... i moja znajoma...

środa, 14 stycznia 2015

Noworoczne postanowienia. Aktywność fizyczna.

Czy robicie noworoczne postanowienia? Czy już je realizujecie?
Podejrzewam, że na wielu listach znajduje się punkt dotyczący podjęcia aktywności fizycznej. Nie mylę się, prawda? Ale jakoś tak ciężko zmobilizować swe leniwe ciało! Połowa stycznia, a tu jakoś tak... Pojedynek z wf wygrywa WiFi.
O ile łatwiej byłoby dbać o tężyznę fizyczną, gdyby był to utrwalony nawyk. "Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał (robił)!"
A popatrzmy na Jasia! Lekcje wf co najmniej 3 razy w tygodniu. Na sali gimnastycznej lub hali sportowej. Nierzadko basen w ramach lekcji ze sportu. Boiska przyszkolne to też już standard. Świetnie!
Czy aby na pewno? Niestety niejednokrotnie lekcje wf są traktowane przez nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej jak zło konieczne. Jeśli trzeba nadrobić minimum programowe to niemal zawsze kosztem wf-u. Szkoda! Pisać, czytać nauczy się każdy! Wcześniej lub później, ale każdy! I jeśli nawet nie będzie to cud kaligrafii to w dobie drukarek koślawe litery są mniejszym złem niż koślawe nogi. Nie każde dziecko musi być wychowane na zawodowego sportowca, ale każde dziecko powinno mieć co najmniej 30 minut intensywnych zajęć ruchowych. I nie czekajmy na wiek dojrzewania naszych dzieci, bo właśnie wtedy wielu młodych ludzi wykazuje wręcz strach przed aktywnością fizyczną. Nieproporcjonalność kończyn i szkieletu wywołują problemy z koordynacją. Ponadto duża wrażliwość i niska samoocena w tym okresie sprawiają, że samo przebieranie w strój gimnastyczny jest już kłopotem.
A trenować ciało, ale i umysł naprawdę warto! Czy dziecko uprawia sport regularnie łatwo odgadnąć. To widać w postawie i sposobie poruszania. Te dzieci, które wykazują systematycznie aktywność fizyczną są bardziej pewne siebie i dobrze się prezentują. Są ambitne, wytrwałe i zdeterminowane. Waleczne, a kiedy uprawiają sport zespołowy wiedzą nie tylko co to rywalizacja lecz także współpraca. Reguły gry uczą przestrzegania zasad. Regularne ćwiczenia leczą otyłość, stres, nadciśnienie tętnicze, zaburzenia lipidowe i depresję. Badania wykazują, że nastolatki uprawiające sport sprawiają mniej problemów wychowawczych. Związek pomiędzy sportem a skłonnością do przemocy jest szczególnie wyraźny w populacji dziewcząt. Nastolatki regularnie uprawiające bieganie, gimnastykę czy sport zespołowy znamiennie rzadziej niż koleżanki o statycznym stylu życia angażowały się w sytuacje związane z przemocą.

Czy warto realizować noworoczne postanowienia o zaangażowaniu rodziny w aktywność fizyczną? Oj warto! Dzieci chorujące przewlekle nie powinny rezygnować ze sportu. Nie ma choroby, która wykluczałaby zupełnie aktywność fizyczną. Nie wolno bezpodstawnie zwalniać dzieci z zajęć wf i nie fundować im ruchowych zajęć dodatkowych. Nie dość, że nie ma już gimnastyki korekcyjnej w szkole to brak jakiejkolwiek aktywności fizycznej sprowadzi na młode pokolenie epidemię skoliozy i wypuklin krążków międzykręgowych.
Kluczową rolę (jak zwykle) w kształtowaniu ducha i ciała dzieci odgrywają rodzice. Dawanie dzieciom dobrego przykładu jest bardzo ważne. O ile nie ma znaczenia, jaki sport uprawiają rodzice, o tyle zamiana dnia przed telewizorem na dzień aktywnie spędzony robi na dzieciach wrażenie. "Biegać, skakać, latać, pływać..."
Dlatego zostawiam Was teraz z bijącymi się myślami... i idę, choć nie jestem panią premier i nie będą o tym mówić wszystkie rozgłośnie radiowe, robić brzuszki... Pa!...