środa, 8 kwietnia 2015

Narcyz czy Oskar? Kij czy marchewka?

Każdego roku Akademia Filmowa przyznaje swoje statuetki. Już nominacja jest nobilitacją, a cały świat, nie tylko filmowy, wstrzymuje oddech, gdy ogłaszani są nominowani, a później nagrodzeni. Posiadanie Oscara to uznanie za bycie "NAJ". Każdy z nas, w tym również nasze dzieci na co dzień podlegają ocenie "Akademii". Jurorem jest kolega, ciocia, koleżanka, sąsiad, nauczyciel, przechodzień... Niestety, nie dość, że ocena, którą dane nam usłyszeć, nie jest obiektywna (tak, jak przyznawanie Oscarów podyktowane subiektywnym odczuciem, gustem) to w dodatku częściej słyszymy o sobie źle niż dobrze. Bolesne uwagi z otoczenia dla wrażliwej osoby, a taką jest każde dziecko i nastolatek, mogą skutecznie zmienić nastrój i postrzeganie siebie. Niejednokrotnie z tak błahego wydawałoby się powodu, bo cóż to takiego usłyszeć "gruby", "rudy", albo prześmiewczy śmiech, dochodzi do zaburzeń zachowania lub/i zaburzeń osobowości.
A zatem - Oskar czy Narcyz?

Zdecydowanie Narcyz!
To nie "Akademia", nie otoczenie ma oceniać nasze dziecko, a jeśli to robi, bo przecież opiniuje nieustannie to oceniany musi wiedzieć, że przekonanie drugiej osoby ma mniejszą wartość niż własne. Jak to zrobić? Trudne zadanie!
Moja córka przygotowywała się do konkursu recytatorskiego. Nauka wiersza sprawiała jej radość. Bawiła się słowem  aż do chwili, gdy na próbie w szkole, usłyszała nieuzasadniony śmiech kolegi z klasy. Ten jeden gest, niewykluczone, że przypadkowy (nie ma pewności, że śmiech celowany był w nią, bo może w zakątku sali działo się coś, o czym nie wiemy) sprawił, że uznała siebie za zbyt słabą, by podołać zadaniu i wystąpić przed szerszą publicznością. I co w tej sytuacji? - "Gdzie diabeł nie może, tam babę (mamę) pośle!" Wystąpiłam z przemówieniem: Stań przed lustrem (tu ponownie opiewam ten przedmiot), powiedz ten wiersz i sama oceń recytującą dziewczynkę! Czy podoba Ci się? Kiedy przytaknęła główką, oznajmiłam: I to jest najważniejsze! Świat bywa okrutny, często nie powie Ci, że jesteś wspaniała. Jeśli sama w to nie uwierzysz i nie pokażesz tego światu to w oczach innych będziesz przeciętna, zwyczajna, pospolita, nudna...
Trudny "wykład", ale...córka w kolejnych dniach ponownie bawiła się wierszem i wyrecytowała go na konkursie. Nie wygrała... Po chwili smutku, może rozczarowania ( jej pierwszy konkurs) była zadowolona, zadowolona z siebie! Cóż tam "Akademia", gdy "lustro" zadowolone!
Zachęcam Was do budowania silnych osobowości. Pracochłonne zadanie, ale "bez pracy nie ma kołaczy!"
Właśnie! Czy zgadzacie się z teorią "kołaczy"? A "kij" czy "marchewka"? O karaniu czyli tzw. kiju obecnie mówi się niepochlebnie. Uważa się, że odbycie kary przez dziecko, rodzi w nim poczucie odzyskania niewinności. Odbycie nałożonej kary jest jednocześnie zadośćuczynieniem. Zrobiłem źle, ale zostałem ukarany, więc czyn musi być wybaczony i zapomniany. Nie ma w tym toku myślenia miejsca na wyciąganie wniosków dotyczących postępowania w przyszłości, unikania przewinienia. W "rezolutnej" główce powstaje osobisty kodeks karny - określone postępowanie wiąże się z daną karą, a jej odbycie rozwiązuje problem (z rodzicami, z którymi niewątpliwie bezustannie ma się kłopot). Kara jest miernym narzędziem wychowawczym. Nie uczy. Jest za to (w pojęciu winowajcy) środkiem naprawczym. A nagroda? Marchewka? Opowiem o przeprowadzonym badaniu. Wszystkie poddane obserwacji dzieci zostały zobowiązane do wykonania określonego zadania. Małych uczestników losowo podzielono na dwie grupy. Dzieciom z grupy I za poprawność wykonania zadania obiecano przyznanie kolorowej kuleczki. Dzieci z grupy II już przed rozpoczęciem zadania otrzymały kolorowe kuleczki, które mogły zatrzymać w przypadku powodzenia wykonania zadania, a utracić w przypadku niepowodzenia. I co się okazało? Dzieci z grupy II pracowały intensywniej, z większą starannością. Obserwacja nasunęła wniosek - możliwość utraty trofeum jest większą motywacją do pracy niż możliwość zdobycia nagrody. "Kto daje i odbiera..." - nie zachęca do tej metody, ale wbrew przysłowiu, skoro bardziej boimy się utraty czegoś co jest już nasze niż tego, że nie uda nam się czegoś zdobyć to może jednak warto rozważyć takie motywowanie. Zastanówmy się... Obiecana (jedynie) nagroda wydaje się bardziej hipotetyczna niż realna. A niepowodzenie skutkujące odebraniem nagrody rodzi żal i złość. "Już był w ogródku, już witał się z gąską..." Czy zatrzymam, czy stracę? - zależy ode mnie! Przyznacie, że to podkręca napęd do pracy. Za zdobycz, którą można utracić warto ustanowić "przyjemność" np. oglądanie filmu, przejażdżkę rowerową itp. Wykonujemy wówczas tzw. bilet na "przyjemność" i wręczamy na starcie zadania (odrabiania lekcji - zmory dzieci i rodziców). Uwierzcie, że niejeden nie pozwoli odebrać sobie nagrody. (Hi, hi, hi!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz