środa, 31 grudnia 2014

Zatańczysz ze mną? Sylwestrowy bal.

Kto dziś wybiera się na sylwestrowy bal?
"Do tanga trzeba dwojga". A zatem takie pary dziś tańczyć będą... Tęsknota za minionymi latami zatańczy z obawą o jutro. Wspomnienia z marzeniami. Troska z nadzieją, a spojrzenie na pustą część szklanki z obrazem jej pełnej połowy. Staruszek Rok ustępuje miejsca Nowemu o nieznanym obliczu. Nie wiemy, co ze sobą przyniesie, czym nas zaskoczy... Ta niepewność budzi w nas obawę. Czy będzie dobrze? Lęk przed tym, co nieznane towarzyszy nam przez całe życie. Dlatego, gdy do drzwi puka Nowy Rok częściej jesteśmy zamyśleni, milczący, zafrasowani.  Oczywiście na balu u Sylwestra królują radość, zabawa i pląsy. I tak ma być! Bawmy się, a o północy pewnie stańmy na progu, bo choć świat się zmienia to przecież cyklicznie każdemu pokoleniu los przynosi radość i smutek, śmiech i łzy. Deja vu świata i życia. Niejednokrotnie na usta cisną się słowa: "Ale to już było, znikło gdzieś za nami, choć w papierach lat przybyło to naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami. Za oknami kolejny świt i w sypialni dzieci oddechy, one lecą drogą do gwiazd przez niebieski ocean nieba, ale przecież za jakiś czas będą mogły same zaśpiewać - ale to już było i nie wróci więcej i choć tyle się zdarzyło to do przodu wciąż wyrywa głupie serce".
Głupie? - Nie! Taka jego rola. Porywać do tańca stojący w kącie rozum. Ich duet obojgu wyjdzie na dobre.
Szalonemu - szczyptę powagi, spokojnemu - odrobinę szaleństwa! Niech tańczą przeciwieństwa, które się przyciągają, przenikają i uzupełniają.
Szampańskiej zabawy i Szczęśliwego Nowego Roku!

piątek, 26 grudnia 2014

Magia Bożego Narodzenia.

Czy karmicie się miłością? Czy częstujecie swoich gości szczęściem? Czy delektujecie się zwolnionym czasem? Wierzę, że tak! Za klimat świąt odpowiedzialni jesteśmy my, nie śnieg! To my piszemy scenariusz tych dni. I my ten czas reżyserujemy. Nie zawsze i nie wszystkie marzenia o świętach się spełniają. Tak jest i w moim przypadku. Nie jestem już jednak małą dziewczynką, która kaprysi i obraża się (na los), więc zmieniam nieco kadr szczęścia i święta choć nie tak gromadne, jak o tym marzyłam to jednak szlachetne i piękne.
W tym roku przygotowując kolejne wigilijne potrawy, stworzyłam takie menu 12 dań. Nazwałam je:

"Poezja smaków czyli wigilijna kolacja przygotowana przez Pragnienie Miłości i Apetyt na Życie."
1. Teoria względności.
2. "Dom. Moja Przystań".
3. Odwaga milczenia.
4. Gruba ryba.
5. Zaplatani.
6. Lekcja pokory.
7. Pogoda ducha.
8. Zapach miłości.
9. Ulotne chwile.
10. W korcu maku.
11. Zanim miniemy, nie jest za późno.
12. Czarne? Białe?

I tak kolacja składała się z potraw i moich rozważań o życiu.
Teoria względności.
Jakie są najważniejsze świąteczne życzenia? - Byśmy zdrowi i w komplecie byli, jak najdłużej... Żeby nikogo nie ubywało...Żebyśmy byli tu znów za rok!
Nie jesteśmy niezastąpieni. Karty historii niekoniecznie wspomną o naszym istnieniu, ale przy wigilijnym stole nie ma znaczenia wielki świat. To osoba zasiadająca obok do wyjątkowej wieczerzy jest najważniejsza, a bliskość serc życzących przy opłatku - wyjątkowa i nieprzeceniona.
"Dom. Moja przystań".
Dom - miejsce, w którym czekają gorący posiłek i gorące serca domowników. Miejsce otuchy, ukojenia, sanktuarium miłości. Dom ciepłych myśli ogrzewa nawet w najchłodniejsze życiowe dni.
Odwaga milczenia.
Niejednokrotnie w życiu warto poczekać, przemilczeć...Cicho przechować w szkatułce pamięci. "Kto czeka, ten się doczeka". Wielu rani, odchodzi... Zostają przyjaciele. Z przyjaźni rodzi się miłość, z miłości - przyjaźń. "Prócz Ciebie nic..."
Gruba ryba.
Naprawdę warto marzyć, "wspinać się po drabinie myśli". Chwytaj dzień! Życie nie ma dubli, ważna każda chwila, ważna ta jedyna życiowa rola! "Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko trudne do wykonania". Nie bać się, chwytać wiatr w żagle i lśnić własnym światłem.
Zaplątani.
W pnącze emocji uwikłani, jak dzikie wino, które pnie się do słońca, poszukujemy dobrych rozwiązań. Z otwartymi ramionami witamy dojrzałość, która przybywa z każdym Nowym Rokiem. Filozofowie własnego bytu docieramy do istoty rzeczy - do Dobra i Zła.
Lekcja pokory.
Bywa, że doświadczenia życiowe są lekcją pokory. Cierpliwość niezbędna przy lepieniu pierogów i w życiu. Przybliża odległe cele, pozwala pewnie kroczyć po zakrętach przeciwności losu. Myśleć o sobie pozytywnie, nie niszcząc innych.
Pogoda ducha.
Na deszcz za oknem najlepsza słoneczna pogoda ducha. Nie trudno myśleć o niebieskich migdałach, gdy podjada się migdałowe ciasteczka... Podobnie dusza nakarmiona nadzieją, pozwala widzieć tęczę. Nadzieja, nie głupich lecz sukcesu jest matką. Wizualizacja szczęśliwego zakończenia pisana piórem nadziei ziści się pomyślnością, bo po wielkiej ulewie nierzadko wschodzi słońce.
Zapach miłości.
Cynamonem, wanilią i goździkami pachnie miłość. Psychofizyczna, bezwarunkowa, bezgraniczna. Zmienia kąt patrzenia na rzeczywistość - często szarą maluje ją na żółto i na niebiesko... i na różowo...
Ulotne chwile.
Wielkie oczekiwanie, a później błysk zegara i... Ważne wydarzenia odchodzą w zapomnienie. Czas zabiera ze sobą urocze chwile. Wydaje się,że to co najlepsze, być może już za nami... Nostalgia, wspomnienia rysują piękne ilustracje przeszłości... Zatrzymuj się, ale nie stój! Kto stoi, ten się cofa! "Ważne są dni, których nie znamy".
W korcu maku.
Trudną jest sztuką obcowanie z drugim człowiekiem. Zmrożone gniewem, zazdrością serca ludzkie ogrzać można dobrem, które powraca. Arcydziełem jest życie wśród osób dobranych, jak w korcu maku.
Zanim miniemy, nie jest za późno.
Dopóki żyjemy, nie jest za późno. Na magię słów - "przepraszam", "wybaczam". Zniewolona złością, sfrustrowana dusza nie może być szczęśliwa... Nigdy nie jest za późno na wolność...
Czarne? Białe?
Jasne reguły życiowej gry są, jak "pieszczota myśli". Białe lub czarne decyzje wyznaczają szlak, którym podążamy. Oby partia życiowych szachów trwała, jak najdłużej...

Według mnie mają rację Ci, którzy chcą, by święta miały i wymiar duchowy.  Teraz wiem także, że zaglądanie w głąb swego umysłu jest ciekawym doświadczeniem. Podróżując do własnej filozofii życia uczymy się siebie... A to pozwoli odkrywać karty życia przed innymi... Gdy na co dzień patrzą na nas wierne oczy małego człowieka, wiedza o wartościach okazuje się bardzo cenna.
Cieszmy się, że zegar i my zwolniliśmy... Niech trwa magia Bożego Narodzenia!



środa, 10 grudnia 2014

Świąteczna nostalgia.



Moją niepoprawnie optymistyczną duszę w grudniu, tuż przed Bożym Narodzeniem ogarnia nostalgia. Wspominam makowce mojej babci i cofam się myślami do świąt sprzed lat.
Idealizuję, jak pewnie każdy, smaki dzieciństwa, ale to wynik dziwnego według mnie związku pamięci i emocji. Mózg, choć zaliczyłam zajęcia z anatomii i fizjologii, jest dla mnie nadal tajemnicą. O wielu zdarzeniach nie pamiętam, choć nie mam jeszcze lat czterdziestu, a inne tkwią, jak obrazy przed oczami, niezależnie od upływającego czasu.
I tak, choćby te makowce - niedoskonałe lecz wyjątkowe!
Dlatego teraz to ja emocjonalnie zaangażowana, piekę ciasteczka. Dom pachnie migdałami, cynamonem, a w grudniu dodatkowo goździkami.
Dla mnie to zapach miłości.

Miłość - poetka noblistka dnia powszedniego. Pocałunek na dzień dobry, przytulenie na rozstaju dróg, myśli tęskniące po rozstaniu i uśmiech na powitanie. To wszystko to miłość!


Najszlachetniejsze jej oblicze to miłość rodzicielska. Przyglądam się dzieciom i podziwiam ich nieskazitelność. Nieoszlifowane kamienie ze szlachetnymi uczuciami, bezpośrednie i autentyczne. Nieokiełznane szlifem tego, co zrobi z nich podobające się ogółowi diamenty. Dziecko to cud stworzony z psychofizycznej miłości, migracji hormonów, genów i enzymów. Największy prezent od życia. Dziecko to osoba, która bezgranicznie nam ufa i za którą jesteśmy odpowiedzialni w wymiarze codziennego bezpieczeństwa, ale i wychowania.
Wychowanie to wyznaczanie granic. Pochłonięci misją wychowawczą, pamiętajmy jednak, że pancerz utkany z naszych zakazów i uwag może uwierać. Zniewolona dusza (umysł) nie może być szczęśliwa! A przecież istotą życia ma być efektowne wykorzystanie danego nam czasu. W życiu nie ma dubli, każdy dzień, choć rutynowy jest jedyny. Chwytaj dzień! Nie wiesz przecież, tak jak i ja nie wiem, ile kart kalendarzy dane nam będzie przerzucić. Niejednokrotnie wystarczy zmienić kąt widzenia, by rzeczywistości nadać barwy szczęścia. Spacer przez park, rozmowy o niebieskich migdałach, zapach cynamonu... Wszystko to powinno wyzwalać endorfiny i napawać szczęściem od stóp do głów. Szczęście to dokonany przez mózg wybór faktów, obrazów i ocen do zapamiętania. Pamięć i emocje - niezwykły związek decydujący o szczęściu i jakości życia.
Bądźmy szczęśliwi! Bliskość ważnych dla nas osób to nieprzeceniona wartość. Mija wszystko... Cieszmy się zanim i my miniemy!
Tego życzę sobie i Wam, już dziś i nie tylko na Święta!
A jeśli nie macie jeszcze prezentów dla bliskich (lub nawet je macie)... Polecam kolejny tomik życiowej poezji autorstwa Miłości!

środa, 26 listopada 2014

Talerz zdrowia. Słów kilka o zdrowym odżywianiu.

Prawidłowe, zdrowe odżywianie jest obecnie zjawiskiem trudnym. Ciągły pośpiech, pochłaniająca praca zawodowa i dostępność gotowych posiłków sprzyja niedbałemu jedzeniu. Ilość i jakość pozostawiają wiele do życzenia. Masowa produkcja żywności odpowiedzialna jest za mierną jakość. Środki ochrony roślin, substancje stymulujące wzrost oraz antybiotyki używane w uprawie roślin i hodowli zwierząt nie służą naszemu zdrowiu.
A jak powinno wyglądać nasze menu?


Talerz zdrowia to 5 regularnie spożywanych posiłków w odstępach nie mniejszych niż 2 godziny i nie większych niż 3 godziny.
Królewskie śniadanie. Skoro obudzimy już nasze ciało i mózg to wynagródźmy je energetycznym, ale nie obciążającym śniadaniem. Produkt zbożowy, białkowy oraz warzywa i owoce to idealne śniadanie, za które ciało i umysł będą nam wdzięczne w godzinach pracy lub/i w szkole. To idealny czas na sok (pijmy przez słomkę dla promiennego uśmiechu zdrowych zębów).
Przed upływem 3 godzin czas na drugie śniadanie. W kanapniku znajdować się powinny: produkt zbożowy, białkowy, owoce i warzywa. Dobrze, gdy zaserwujemy sobie kanapkę z żółtym serem, po której spożyjemy jabłko. Obydwa te produkty nie obciążają szkliwa zębów.


Obiad powinno się spożywać pomiędzy godziną 13-stą a 14-stą. Obowiązkowo - zupa - źródło witalnych warzyw i drugie danie złożone z warzyw, produktów zbożowego i białkowego. Ciało i stan ducha zadowolimy delektowaniem i odpowiednio długim czasem poświęconym na wieloetapowy posiłek.
Po obiedzie jest właściwy i jedyny moment na "słodkie małe coś". Deser może zastąpić nam podwieczorek, z którego i tak często musimy zrezygnować ze względu na przestrzeganie reżimu odstępów czasowych między posiłkami. Ale chętnych na taką alternatywę - deser zamiast podwieczorku, nie powinno brakować. Słodycze, choć nie ma dla nich miejsca na proponowanym modelu zdrowego odżywiania - talerzu zdrowia, są dopuszczalne właśnie po głównym posiłku. Nie generują wówczas huśtawki glikemicznej, tak jak ma to miejsce, gdy słodycze są przekąskami. Dobrze, gdy są to wypieki własne, bez regulatorów, konserwantów i zamienników, choćby cukru, bo te nafaszerowane ww. składnikami produkty cukiernicze, choć kuszą urodą i lśnią na półkach sklepów i cukierni w organizmie wywołują niepożądane, szkodliwe skutki. Ponownie zachęcam do odkrycia w sobie duszy top chefa i wypiekania we własnym zakresie.
I w końcu kolacja. Lekka, prawie żebracza. Spożywana (a złożona z produktów zbożowego, warzyw i owoców) co najmniej na 2 godziny przed nocnym spoczynkiem. Sen wówczas będzie spokojny i relaksujący.
Głównym napojem do posiłków winna być woda dobrej jakości. Ozdobiona plastrem cytryny wspomaga trawienie. Wspomniany wcześniej sok proponuje się do śniadania. Optymalnie winien to być sok własnoręcznie wyciskany, bo i tym razem skład napojów i soków oferowanych przez przemysł spożywczy przeraża ciało i umysł.
Szczególnie w chłody jesieni i zimy organizm domaga się rozgrzewki. Podarujmy mu wtedy kakao lub herbatę z cytryną do śniadania. Ocieplony nastrój o poranku...bezcenny.
Pokochajmy zioła, dyskryminujmy sól! Pachnące dania nie tylko zyskują na atrakcyjności i zmysłowości, ale przysparzają radości żołądkowi i innym narządom wewnętrznym.
W zdrowym ciele, zdrowy duch!
Czytajcie skład na opakowaniach i popełniajcie więcej "rękoczynów"!
Smacznego przemyślanego!

czwartek, 30 października 2014

O promiennym uśmiechu...

O tym, jak dobrze jest mieć powód do uśmiechu, wie każdy. Miłe słowa, wspaniałe zdarzenia, urocze wspomnienia...i usta układają się w uśmiech. Piękny uśmiech jest z kolei ozdobą właściciela. By taki był należy dołożyć wielu starań. Zęby są tak wymagające, że domagają się wieloletniej opieki, którą trzeba podjąć na etapie ich wyrzynania. Już w bezzębnej jamie ustnej niemowlęcia należy delikatnie przecierać wały dziąsłowe zwilżoną gazą nawiniętą na palec lub specjalistycznym naparstkiem. Po ukazaniu się pierwszych zębów trzeba wdrożyć ich szczotkowanie co najmniej dwukrotnie w ciągu dnia, optymalnie po każdym posiłku. Szczotkowanie jest w istocie trudną, a dla dzieci dodatkowo żmudną i często w ich pojęciu bezsensowną czynnością. Z powodu niedostatecznej do około 7 roku życia sprawności manualnej to na rodziców przerzuca się obowiązek szczotkowania zębów. A zatem, Drodzy Rodzice pamiętajmy, że pieszczot domagają się nie tylko nasi milusińscy, ale także ich zęby. Należy szczotkować wszystkie powierzchnie zębów czyli powierzchnię wewnętrzną, zewnętrzną oraz wzdłuż linii dziąseł. Czynność ta powinna trwać co najmniej 2 minuty. Po umyciu zębów musimy dopilnować, by dziecko wypluwało pastę po szczotkowaniu lecz nie płukało jamy ustnej, by pozostało w niej nieco ochronnego fluorku z pasty.
Ważnym elementem prawidłowej higieny jamy ustnej są odpowiednie przybory. Dostosowane do wieku dziecka pasta i szczoteczka do zębów. Prawidłowa ilość pasty tzw. równą ziarnku grochu, szczotkowanie okrężnymi ruchami przez 2 minuty wszystkich powierzchni zębów, wyszczotkowanie języka, wyplucie pasty, wypłukanie jamy ustnej (u dzieci 6-letnich i starszych) płynem do tego przeznaczonym i powtarzanie tych czynności co najmniej dwukrotnie w ciągu każdego dnia bardzo zbliżają nas do pięknego uśmiechu. (I pamiętajmy, że regularnego, właściwego szczotkowania nie zastąpią suplementy diety tzw. tabletki na ząbki, bo endogenna profilaktyka fluorkowa bez względu na zawartość fluoru w wodzie pitej przez dziecko nie jest rekomendowana).
A cóż jeszcze zapewni promienny uśmiech? - Ograniczenie spożycia przez dziecko cukru w pokarmach i napojach. Bakterie zgromadzone na zębach tylko czekają na słodki pokarm, bo "uwielbiają cukier" - żywią się nim i wytwarzają z niego kwas, który uszkadza zęby. Szczególnie podatne na niego są zęby mleczne, ale i stałe zęby dzieci, których szkliwo jest niedojrzałe. Jeśli więc "małe co nieco" to po posiłku - deser, a nie przekąska, jeśli sok to pity przez słomkę również do posiłku, a nie pomiędzy nimi i nigdy do snu!
Regularne wizyty u stomatologa. Przegląd co 6 miesięcy pozwoli wychwycić ubytki i będzie dobrą okazją do przypomnienia zasad prawidłowej pielęgnacji jamy ustnej.
Nie ukrywam, że zamiana teorii w praktykę wielu sprawia kłopot. Szczotkowanie zębów jest takie nieatrakcyjne... Dzieciom brakuje motywacji, szkoda im czasu na taką nudną czynność.
Słów kilka o motywatorach...
Polecam wspólne, rodzinne szczotkowanie. Nie tylko możemy zademonstrować prawidłowy przebieg szczotkowania okrężnymi ruchami wszystkich powierzchni zębów, ale także wskazać, że to i dla nas ważne, by mieć błyszczące, białe zęby, a nie jest to jedynie "koszmar dzieciństwa".
Do odmierzania czasu szczotkowania można użyć stopera lub klepsydry, które też uatrakcyjnią zabieg pielęgnacyjny.
Po zakup szczoteczki do zębów (wymiana konieczna co 3 miesiące, jak również po każdej infekcji) także wybierzmy się wspólnie. Poszukajmy atrakcyjnej, ozdobionej ulubionym lub wybranym przez dziecko bohaterem. Niech przyjemnością będą ich "łazienkowe spotkania".
 
Dobrym motywatorem jest "karta szczotkowania ząbków" oryginalna zaprojektowana przez Akademię Aquafresh lub podobna własnoręczna, w której wypełniamy wolne pola rysunkiem uśmiechu lub naklejką - nagrodą. Ważne by była zabawa!



W moim domu na łazienkowym lustrze wisi karteczka:


Dzieci, nawet te, które nie potrafią jeszcze czytać, uwielbiają liściki, stąd pomysł na taką motywację.
Mamy również swój własny "triathlon". Dzieci szczotkują samodzielnie najpierw szczoteczką elektryczną, później tradycyjną, po czym stosują płyn do płukania jamy ustnej, wszystko, by zostać "mistrzem triathlonu z orderem pięknego uśmiechu" (w łazience kolejny liścik).


 
Cudownie jest być posiadaczem lśniącego uśmiechu! Oczywiście prawdę o tym, że warto szczotkować zęby uświadamiamy sobie zwykle za późno. Próchnica atakuje niezwłocznie. Z badań medycznych wynika, że u większości (57,2%) 3-letnich dzieci w Polsce stwierdzono ubytki próchnicowe. Co się z tym wiąże? Niejednokrotnie długotrwałe i bolesne leczenie u "dentysty - sadysty", choć to w istocie sympatyczny stomatolog. A w konsekwencji - poskromiony uśmiech, który nie daje radości "od ucha do ucha", a wręcz przysparza nam wstydu i jest powodem kompleksu.
"Myję zęby, bo wiem dobrze o tym, kto ich nie myje, ten ma kłopoty!" Nierzadko nawet tarapaty!
A kiedy ma się piękny uśmiech, łatwiej się uśmiechać. A czy nie o to chodzi w życiu?.. By być uśmiechniętym, zadowolonym, szczęśliwym...


STRASZNY UŚMIECH dopuszczalny tylko w HALLOWEEN!



 
 


 
 
 
 
 
  

wtorek, 21 października 2014

Niech mówią, że...czyli o tym, jak zrównoważyć ciężką krytykę?

Czy pamiętacie "Dzień świra"? - Scenę z balkonową, osiedlową modlitwą? Pozornie zabawna, ale w rzeczywistości smutna. Szkoda, że jesteśmy mało zabawni, mało życzliwi, za to sfrustrowani i złośliwi. W takim narodowym towarzystwie ocena to krytyka, grupa to rywalizacja (a nie współpraca), a sympatię wzbudza przeciętność (a nie wyjątkowość).
- Co słychać?
- Szkoda gadać! Stara bieda! Lepiej nie mówić! - To powszechnie akceptowane i "miłe" dla uszu odpowiedzi. Kiedy ja odpowiadam:
- Bardzo dobrze, dziękuję! - widzę w oczach pytającego poświatę złości, może nutkę zazdrości. Moja odpowiedź często kończy rozmowę, bo o czym można gawędzić? Nie ma nieszczęść - nie ma tematu! Amerykańska postawa "jest ok!" wielu z nas nie odpowiada.
Odnieśmy cechy narodowe na grunt szkoły. I co widzimy? Prześmiewcze uwagi kolegi, złośliwość koleżanki i krytykę pedagoga. Mylę się!? To dlaczego jeśli wychowawca naszego dziecka zaprasza na rozmowę to jej tematem jest skarga, a nie pochwała?
Jak zatem przetrwać długi okres krytyki i niepowodzeń? Myślę, że warto ustalić własny kanon ważnych wartości. My w tzw. "regulaminie naszego domu" napisaliśmy - "szanuj siebie i bliskich".


W codziennym kształtowaniu naszych osobowości, nieustannie uczymy się szacunku dla drugiej osoby. Dzieci wobec siebie i wobec nas, ale i my wobec nich (nie używamy tzw. rodzicielskiej przewagi - traktujemy dziecko jak partnera, a nie podwładnego).
Szanujmy, że "ja to ja, a Ty to Ty". Mamy prawo być różni, posiadać inne poglądy i móc je wypowiadać).

To nasze resume wychowania.
"Szanuj bliskich!" - nie obrażaj, nie kłam, nie bij, nie krzycz!
Nie obrażam, nie poniżam, nie wyśmiewam, bo szanuję! Jeśli nie akceptuję to wskazuję na swoje oczekiwania i wypracowujemy program naprawczy.
"Szanuj siebie!" - od codziennej dbałości o siebie ( dobrze wybrane, czyste ubranie dostosowane do pogody i miejsca, do którego się udajemy) i o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne.
Dziecko (jak i dorosły) ma prawo dobrze się bawić, odpoczywać, relaksować w wybrany przez siebie sposób, ma prawo mieć dobre zdanie o sobie. Nikomu z otoczenia nie wolno zakłócać dobrostanu fizycznego, psychicznego i społecznego (tak WHO definiuje zdrowie), bo nie wolno targnąć się na życie i zdrowie drugiej osoby. Nie wolno! - nam rodzicom i nie wolno! - pedagogom. Dbałość o zdrowie psychofizyczne powinno być priorytetem w postępowaniu z dziećmi. Skrytykowana, odrzucona osoba nie udźwignie ciężaru nauki i nie będzie "mocnym uczniem". Niszcząca postawa otoczenia odbierze prawo do takiego tytułu.
Niestety są obok nas osoby, które niemal "żywią się" upokarzającą krytyką. Co zrobić, gdy mamy "przyjemność" bywać w otoczeniu takiej osoby? Należy wysłuchać tego "potoku goryczy" (nie wchodzić w grę "słowo za słowo") i ocalić tym samym niecne życie wypowiadającego (wiem, że proponuję postawę pogardy, ale jeśli "szach" to zasłużony "mat"), ale żeby brać to do serca... Nie zasługuje! Serce karmi się miłością.
By bronić się przed krytyką, trzeba mieć dobre zdanie o sobie. Do tego potrzebna ciągła przeciwwaga dla zdarzeń i opinii szkolnych czyli nasze rodzicielskie, wiarygodne, opisowe pochwały (o nich w "Za dużo...za mało!").
Oczywiście wiem, że słowa tną, jak ostre noże. Ranią serce, ranią umysł, ale może "w szaleństwie jest metoda"? Uczę swoje dzieci (a Was do tego zachęcam), by miały metodę relaksacyjną na moment wysłuchiwania "aktu oskarżenia". Może tzw. piosenka przewodnia np. "Paroles, paroles, paroles..."(bo to TYLKO słowa), albo "Mój jest ten kawałek podłogi, nie mówcie mi (Wy wszyscy życzliwi) co mam robić!", bądź "Nie dokazuj!" (miła, bo przecież i z Ciebie nie jest wcale taki cud!).
Mnie pomaga!
Jeśli dobra samoocena to świetna samoobrona! Ciągle należy wzmacniać w sobie pamięć o swoich walorach. I odnaleźć w sobie "opcję - wyłącz emocje!" Kiedy ktoś przesadnie Cię krytykuje, wyśmiewa, szukasz "tego przycisku" i próbujesz nie wpuścić tych słów do serca i mózgu.
A szkolne punkty, oceny?
Czy one są najważniejsze? Owszem, należy je monitorować, ewentualnie wychwycić "spadek formy" i ustalić skąd się wziął? Należy pomóc, nadrobić, poprawić umiejętności (ale nie dla ocen w dzienniku!) By zmniejszyć wagę przywiązywaną do ocen stosuję metodę polegającą na tym, że nigdy nie pytam o oceny kolegów, bo po co nadawać ton rywalizacji i pogarszać często i tak już złe samopoczucie? Moje świadectwa ozdobione czerwonym paskiem leżą głęboko w szufladzie. Czy świadczą o mojej wartości? - Nie! A czy gwarantują szczęście? - Zdecydowanie nie (one)!
A tak wracając do wypowiadanego przeze mnie - "jest ok!" to ja również miewam troski, zmartwienia, kłopoty..., ale czy obarczenie nimi spotkanych znajomych ma sens? Kłopoty najczęściej rozwiązują się w czasie, a motto, którym za Aleksandrem Wielkim kieruję się w życiu - "Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko trudne do wykonania" - bardzo przyspiesza ten proces.
A kiedy do domu wraca smutne dziecko, nie mówię "Nie martw się!" - Dlaczego? - O tym już niedługo...
Pozdrawiam!
Niezłomna optymistka.





 
 
 

 
 

 
 
 
 
 
 

środa, 15 października 2014

Czy szczepimy? "Ospaparty" kontra punkt szczepień.

W niedalekiej przeszłości w mediach prezentowano brytyjskie tzw. ospaparty. Do domu dziecka aktualnie chorującego na ospę wietrzną zapraszane były dzieci zdrowe, by "złapać" tę dziecięcą chorobę, którą "trzeba przejść". "Lepiej wcześniej niż później", a że "trzeba przechorować" to przecież nie podlega dyskusji! Przeciwnie, podlega! To mit, w dodatku bardzo niebezpieczny! Brytyjczycy już to zrozumieli. Zaprzestali haniebnej praktyki przyjęć dla dzieci z "upominkiem". Amerykanie szczepią przeciwko ospie powszechnie i dumnie chwalą się wynikami. Czas na nas!
Ospa wietrzna nie jest tylko dziecięcą wysypką. W 2013r. w Polsce odnotowano 1184 hospitalizacje z powodu ospy wietrznej. Dlaczego? Zachorowanie na ospę wietrzną może wiązać się z wystąpieniem bardzo poważnych powikłań neurologicznych, hematologicznych lub bakteryjnych. Osobiście widziałam dzieci z zapaleniem opon mózgowo - rdzeniowych, zapaleniem móżdżku, które były neurologicznymi powikłaniami "wiatrówki". Powszechnie obserwuję dzieci, które po ospie wietrznej tracą odporność i wpadają w wir następujących po sobie infekcji. Dzieci chorują, a załamani rodzice wyrzucają sobie - "dlaczego nie zaszczepiliśmy?" No właśnie?! Na rynku farmaceutycznym dostępna jest szczepionka Varilrix, która po zastosowaniu dwudawkowego schematu chroni przed pełnoobjawową ospą. Szczepionka jest bezpieczna i skuteczna - powoduje spadek liczby zachorowań,  powikłań, hospitalizacji i zgonów. Może być podawana od ukończenia 9 miesiąca życia. Podanie drugiej dawki zaleca się w odstępie co najmniej 6 tygodni (optymalnie odstęp 6 tygodni - 3 miesiące) od pierwszej iniekcji.
W podsumowaniu - fakt z życia osobistego. Ja szczepieniu poddałam swoje dzieci przed rozpoczęciem edukacji przedszkolnej. Gdy "ospa zbierała plon" w naszym przedszkolu, moje dzieci wybierały wymarzone, bajeczne stroje, a później beztrosko udały się w nich na bal karnawałowy, na którym świetnie się bawiły. Wielu ta dobra zabawa ominęła...
I zupełnie na koniec - pół żartem, ale jednak całkiem serio, oświadczam, że w szczepionce  nie ma zabójczej rtęci. Oznajmiam również "pod rygorem utraty głowy (która podpowiada) i rąk ( które to piszą)", że producent szczepionki Varilrix firma GSK nie sponsoruje mnie ani na co dzień, ani w święta. Szczepionkę polecam, bo czas zakończyć "renesans medycznych mitów". Niech Varilrix będzie celebrytką naszego pokolenia.
"Umarł król (panowanie ospy) niech żyje król ( szczepionka)!"

wtorek, 7 października 2014

Za dużo...za mało! Uczymy się chwalić nasze dzieci!

Czy zauważyliście, że "buzia nam się nie zamyka", gdy karcimy nasze dzieci? Zbyt długa przemowa, niekończące się zarzuty, które tworzą przemowę, odbieraną przez dziecko mniej więcej tak - "bla, bla, bla..." A kiedy przychodzi czas na pochwałę, gdy pada pytanie: "czy podoba Ci się?" to okazuje się, że standardową odpowiedzią jest krótkie - "Tak".
- "Czy ładnie?"
- "Ładnie!" ( u bardziej szczodrych - "Bardzo ładnie!")
Kiedy nie powinniśmy - mówimy za dużo i za głośno, a kiedy chwila wymaga, mówimy o wiele za mało i często pod nosem. Całościowa pochwała - "ładnie, pięknie, fantastycznie!" okazuje się przynosić więcej złego niż dobrego! Budzi zwątpienie w wiarygodność osoby chwalącej - mała główka myśli, że mówimy tak, by zrobić jej przyjemność, choć w gruncie rzeczy wcale nam się owo dzieło nie podoba albo po prostu chcemy zbyć autora. A zatem źle! Taka pochwała często prowadzi do zaprzeczenia. "Wcale nie jest ładne!" - stwierdza wykonawca. Rodzi obawę, niepokój i niechęć do dalszej aktywności - zbyt krótki czas poświęcony dobrej ocenie zniechęca do kolejnych dzieł. Chcemy dobrze, a wychodzi...jak zwykle! Co zatem robić?
Na początek zdejmijmy okulary, by zmniejszyć ostrość widzenia "przestępstw" naszych dzieci. "Cały świat głośno mówi, często pokazuje, co robią źle." My weźmy lupę i zobaczmy ich starania, wkład, zaangażowanie i mówmy, co robią dobrze. I to mówmy długo...Należy oglądając zaprezentowane dzieło (rysunek, porządek w pokoju itp.) opisywać z uznaniem to, co widzimy. A dziecko pochwali się samo! A to cenna umiejętność.
Spójrzmy na ten rysunek.
"Czy podoba Ci się?" - zapytała bliska memu sercu autorka. Odruchowo na usta cisnął się "gotowiec" - "bardzo!", ale odpowiedziałam tak:
"Widzę Panią Jesień o niebieskich oczach, długich rzęsach i wydatnych ustach. Ubraną w piękną, liściastą suknię, z ozdobami we włosach. Różnokształtne liście złote i brązowe, jak w piosence o jesieni i kasztanowe włosy. Idealnie to wszystko dobrane."
I co zobaczyłam? - Piękny uśmiech zadowolonej z siebie dziewczynki.
A co usłyszałam? - "Podoba mi się! Narysuję Ci jeszcze liście klonu!"
Lepiej być nie mogło!
Dziecięce oczy zobaczyły pozytywny i prawdziwy obraz siebie. Samoocena była wysoka. To bardzo ważne, bo to właśnie ocena siebie decyduje o chęci lub niechęci do dalszej aktywności, podejmowania wyzwań i umiejętności obrony samego siebie przed niszczącą krytyką. Nie ma nic lepszego niż pozytywna opinia o sobie.
Uczmy tego nasze dzieci! Wówczas ani szkoła, ani grupa rówieśnicza nie będą mogły oddziaływać destrukcyjnie. Dzieci wyrosną na idących pewnie przez życie, uśmiechniętych, szczęśliwych ludzi. A frustracja i wrogie nastawienie do innych odejdą w zapomnienie, bo gdy lubisz siebie, częściej lubisz innych. Ale do tego potrzebna prawdziwa, wiarygodna, opisowa pochwała!
Wróćmy pamięcią do lekcji języka polskiego, przypomnijmy sobie pracę domową - opis...i...
Do dzieła, chwalmy dzieło!

wtorek, 30 września 2014

Penis, jądra, moszna - w Dniu Chłopca o chłopcach.

Jeśli tytuł zaciekawił Cię bardziej niż inne to zastanówmy się - dlaczego? Czy powodem jest to, że ciągle jesteśmy społeczeństwem, dla którego słowa dotyczące seksualności budzą kontrowersje? Społeczeństwem, które nie rozmawia z dziećmi o rozmnażaniu, fizycznym obliczu miłości - seksie i antykoncepcji. Społeczeństwem, w którym dzieci przynosi bocian lub kapusta (gratulacje!) i w którym takie teksty, jak ten post to "szatańskie wersety". I tak kolejne pokolenia albo się wstydzą, albo mówią o częściach ciała i seksie bardzo wulgarnie. Zmieńmy to, proszę!
Wychowujmy zdrowo(rozsądkowo)!
Dreszcz przeszywa mnie każdorazowo, kiedy słyszę - "jaja, jajeczka, siusiak, mały". Litości!
Jaja kupujmy w dziale z nabiałem. "Mały" - brzmi prześmiewczo. Wiadomo przecież, że od zawsze i w każdej kulturze chłopiec - mężczyzna przywiązuje dużą wagę do rozmiaru członka. A "siusiak"? Przestańmy rolę penisa ograniczać do funkcji oddawania moczu, bo możemy wzbudzić zniechęcenie, obrzydzenie u płci żeńskiej. Język polski w tym obszarze cechuje niedostatek. A może inaczej, to używający języka polskiego niesłusznie uznali, że słowa - penis, jadra, moszna za nieprzyzwoite. (Podobnie o narządach żeńskich, niejednokrotnie słyszałam - "cipcia", "kokoszka" - HIT!- gdy usłyszałam po raz pierwszy, nie zorientowałam się o czym mowa, a później niestety osłuchałam się, bo nazbyt! powszechne, zamiast srom czy pochwa).
Drodzy Rodzice - ratunku! Dbajmy o własny słownik, a pokolenie naszych dzieci nie będzie tak żenujące, jak my czy nasi rodzice!
Zachęcam również, by wychowanie seksualne rozpoczynać, gdy nasze dzieci są w wieku przedszkolnym, w tej kwestii podzielam opinię seksuologów. Oczywiście trzeba dostosować formę przekazu do poziomu naszego dziecka. I "złotą zasadą" jest mówić wieloetapowo, a o tempie przypływu informacji ma decydować właśnie dziecko. To jego pytania mają generować informacje. Kiedy pyta - odpowiadamy. Gdy jest zaspokojone, nie "bombardujmy" kolejnymi etapami wtajemniczenia.
I jeszcze o wychowaniu chłopców, drogie mamy! Czy wiecie kiedy i za czyją sprawą, rozwija się mężczyzna zniewieściały i dziecinny? (A co za tym idzie, same wiecie, że mało atrakcyjny dla kobiet.) "Winą za ukształtowanie niedojrzałych mężczyzn obarcza się nadopiekuńcze matki, które nie wymagają, więc nie wyciągają konsekwencji za niewypełnione obowiązki." Nie róbmy tego naszym synom!
Co jeszcze ważne? Nie wysyłajmy komunikatów - "bądź męski!", "chłopaki nie płaczą!", bo jeśli tak powiemy, a chłopiec uważnie wysłucha to uzna, że nie wypada być czułym, a przecież tego oczekujemy! I tu opinia Zbigniewa Lwa - Starowicza: "Nadopiekuńcze matki odsuwają synów od ojca. To utrudnia rozwój męskości." Nie róbmy tego! Dajmy swoim mężczyznom czas - niech powychowują się samodzielnie i "po swojemu". Jesteśmy różni (kobiety i mężczyźni) i w końcu to zaakceptujmy, a nasz związek będzie długi, szczęśliwy i trwały...Dzieci pogodne i bezpieczne.
Nie walczmy, nie mówmy wciąż o Marsie i Wenus, nie dążmy do "Seksmisji", bo jesteśmy sobie potrzebni. Nie?...Najbardziej waleczne/ych zapytam: czy ogół zdarzeń zwieńczonych wytryskiem spermy do pochwy nie poprawia Wam humoru? I co? Czy można mówić o seksie bez pąsa i zażenowania? - Można! Zachęcam!

piątek, 26 września 2014

Pieczemy ciasteczka czyli o słodziakach i słodyczach!

Nie ma chyba osoby, która nie potrafiłaby wygłosić "referatu" o szkodliwości słodyczy. Nie ma też chyba osoby, która nie odczuwa rozkoszy podniebienia podczas smakowania słodkiej pychotki. Zewsząd grzmią komunikaty o złym odżywianiu, nadmiernym spożyciu słodyczy i konsekwencjach takiego postępowania. Przes(ł)adzamy - to prawda!
Często w gabinecie słyszę - "on nic nie chce jeść, nic prócz słodyczy!"
Kampanie dotyczące drugiego śniadania, zaopatrzenia sklepików szkolnych też wydają się być wyłącznie teoretyczne.
I tak nasze słodziaki nabierają kilogramów, dotyczy ich nadwaga lub otyłość i choroby metaboliczne.
Co robić? - Żadnych słodyczy!?
Nie ma zakazu, który nie budzi buntu (szczególnie wśród dzieci i młodzieży), bo nie ma nic bardziej kuszącego niż "zakazany owoc". W wielu kwestiach jestem zwolenniczką tzw. "złotego środka". Polecam szukać go niemal w każdej sytuacji. Negocjujmy, szukajmy rozwiązań i kompromisów. Nie tylko nie będziemy "trującymi starymi", ale gwarantuję, że poczujemy się szczęśliwsi.
Słodycze niewątpliwie są atrakcyjnym, a dla wielu z nas najatrakcyjniejszym ze smaków. Mniam! Nie można się od nich oderwać. A czy wiecie dlaczego tak jest?
Otóż produkty cukiernicze - te z pięknych półek (ale także napoje, soki owocowe, dżemy, lody, galaretki, kompoty, mleko zagęszczone, wsady do jogurtów owocowych, sałatki i (hit!) - konserwy rybne) słodzone są syropem glukozowo - fruktozowym. Produkt ten, nie tak lepki, jak cukier, co czyni go "lepszym", powstaje z kukurydzy przetworzonej na skrobię kukurydzianą, na którą oddziałuje się kwasami i enzymami. I już jest ów wynalazek XX wieku. Dlaczego taki zły? Gdzie kryje się "gorycz słodyczy"?
Syrop glukozowo - fruktozowy składa się w około 40% z fruktozy, a ta odpowiedzialna jest za bardzo wydajną produkcję tkanki tłuszczowej. Ponadto w odróżnieniu od cukru, syrop glukozowo - fruktozowy powoduje spadek wrażliwości organizmu na leptynę, która pobudza ośrodek sytości. Co z tego wynika? Kiedy zjadamy słodycze poziom "cukru we krwi" wzrasta (fizjologia), organizm "wyrzuca" (produkuje) insulinę, by poziom "cukru we krwi" obniżyć (fizjologia) i znowu mamy ochotę na słodycz, bo dodatkowo, gdy syrop glukozowo - fruktozowy zastępuje klasyczny cukier, leptyna "nie może przebić się ze swoją informacją - Jesteś syty! - do mózgu. I tak pierwsze, drugie, ostatnie ciasteczko, żelek, cukierek... I mimo, że już tylko puste opakowanie, my mamy spotęgowany apetyt.
Przeczytajmy (z opakowania ciastek z galaretką), cóż jeszcze "dobrego" w pachnących produktach? - "syrop glukozowo - fruktozowy, zagęszczony sok pomarańczowy i rozdrobniona pomarańcza (0,5%), substancje żelujące - pektyna, guma guar, substancja spulchniająca - węglany amonu, maltodekstryna, barwniki - karoten, emulgator E471, substancja utrzymująca wilgoć - glicerol, regulatory kwasowości - kwas cytrynowy, jabłkowy, askorbinowy, cytryniany sodu".
Z rozsądku - nie jedzmy tego! Co proponuję? - PIECZMY CIASTA, CIASTECZKA!
Słodzimy je cukrem, nie używamy wówczas tych wszystkich przerażających konserwantów, regulatorów i barwników, a kiedy mają być z owocami to z nimi są! Można się nimi nasycić, a ponadto praca przy nich, niektórych, jak mnie, zrelaksuje. A jeśli nie to wspólne pieczenie jest idealną "receptą" na niepożądany komunikat naszych słodziaków - "Mamo, nudzi mi się!"
A zatem w czasach masterchefów zapraszam Was do odkrycia zakątków i magii Waszej kuchni!

poniedziałek, 22 września 2014

Co za dużo to niezdrowo!

Nadmiar słodyczy prowokuje mdłości. Nadmiar wrażeń - zaburzenia snu. A co, gdy zbyt wiele spada na nasze barki? Nam grozi obniżenie nastroju, a dzieciom..?
Czy ważyliście plecak swojego dziecka?
Nauczyciele niosą kaganek oświaty, a dzieci dźwigają podręczniki i przybory szkolne. Dźwigają ponad swoje siły. Masa plecaka nie powinna przekraczać 15% masy dziecka. Bagaż 6-latka może ważyć do 3kg. A ile waży? Często - za dużo. Dużo za dużo!
"Każda szkoła podstawowa ma obowiązek zapewnić uczniom miejsce do pozostawiania podręczników i przyborów szkolnych. Jeśli szkoła nie zapewnia takiego miejsca - łamie prawo" - czytamy na stronach MEN.
Nie jestem Robiesperrem, nie namawiam do działań rewolucyjnych, ale...
Na pewnym etapie swojego zawodowego życia zajmowałam się skoliozą u dzieci - częstością jej występowania i czynnikami mającymi wpływ na jej rozwój. Częstość występowania skoliozy wzrasta w kolejnych grupach wiekowych. W literaturze medycznej dostępnych jest wiele badań dotyczących tego tematu. Przedstawię własne obserwacje - w grupie 6-latków skoliozę zdiagnozowano u 25% badanych dzieci, a w grupie 14-latków skolioza obecna była u 49% uczestniczących w badaniu.
Dlaczego? Głównie na skutek czynników behawioralnych. Między innymi środowiska pracy tj. złego krzesła i biurka, ale i codziennego noszenia zbyt wielu kilogramów "wiedzy". Nadmierny ciężar, często źle rozłożony (torba, plecak chwytany na jedno ramię) to prosta droga do ufundowania skoliozy.
3kg - też mi coś! Nie przemawia?
Droga mamo! - Jeśli ważysz 60kg, pomyśl, że masz nosić więcej niż 9kg przyborów w torebce. Boli? Mnie tak.
Drogi tato! Przyjmijmy, że ważysz 86kg. Czy miłe może być codzienne noszenie co najmniej 13kg? Na pewno nie!
A to takie samo przekroczenie 15% masy ciała.
Szkoła obciąża umysł. Takie stoi przed nią zadanie (oby nie przeciążała), lecz gdy obciąża ciało - warunkuje skoliozę i inne choroby kręgosłupa.
Zachęcam do ważenia plecaków.
Wyjmijmy z nich to, co zbędne!
A gdy nadal zbyt ciężkie... Negocjujmy ze szkołą warunki przechowywania podręczników i przyborów szkolnych.
Ja już zaczęłam.
Bezcenna inwestycja w zdrowie!

wtorek, 16 września 2014

O etykietkach i szufladach czyli o tym, jak myślimy, a jak myśleć powinniśmy.

"Amelia jest taka roztargniona! Wszystko gubi. Nie warto jej powierzyć cennych przedmiotów. Do tego jeszcze to jej bałaganiarstwo... Ubrania, zabawki, książki - wszystko razem, trudno cokolwiek znaleźć!"
Jeśli tak myślimy to możemy być pewni, że i Amelia ma o sobie takie zdanie. A gdy dodatkowo tak o Amelii mówimy, do niej bądź do kogoś innego, ale ona tę rozmowę słyszy to ona długo o sobie inaczej nie pomyśli! Będzie"roztargnioną bałaganiarą" bez motywacji, by to zmienić.
Dzieci widzą siebie takimi, jakimi my dorośli (rodzice, dziadkowie, nauczyciele) je postrzegamy.
Myślę, że przyklejone "etykietki" potrafią krzywdzić. Niejednokrotnie "szuflada" wpływa na decyzję podejmowaną przez dziecko. Taka Amelia wycofa się podczas wyborów do samorządu klasowego, naboru do teatrzyku szkolnego czy grupy na "sprzątanie ziemi" - jest przecież taka nieodpowiedzialna!
I kto tu nabroił? - Dorosły! Na szczęście, jeśli popełniliśmy taki błąd (przykleiliśmy etykietkę, zaszufladkowaliśmy - kategorycznie oceniliśmy nasze dziecko), nigdy nie jest za późno, by to zmienić! Tylko trzeba zacząć tak, jak z odchudzaniem czy rzucaniem nałogu, od dziś, a nie od jutra!
A zatem możemy naszej Amelce powierzyć niewielką kwotę pieniędzy na zakup wody lub soku w szkolnym sklepiku. Jeśli okaże się, że pieniążek przepadł...trudno... ( i my dorośli nieraz straciliśmy dwa czy pięć złotych, nieprawdaż?) Powtórzmy czynność w kolejnym dniu! Radość, jaką sprawimy Amelce, jak w reklamie - bezcenna! Amelia pomyśli o zaufaniu, jakim ją (pomimo wad) obdarzyliśmy. Sprawi jej to tak wielką satysfakcję, że monety będzie pilnować, jak "oczka w głowie", po czym zrobi najlepsze zakupy na świecie!
Jeśli Amelia nie jest uczennicą to można na przykład powierzyć jej do przechowania zakupione bilety do kina. Nawet dziesięciominutowe posiadanie biletów dla całej rodziny podnosi niebotycznie samoocenę  dziecka.
A co zrobić z bałaganem? Jeśli drażni Was bałagan w pokoju Waszej Amelki, powiedzcie o tym. Można sformułować to tak: "Kiedy widzę zabawki, książki porozrzucane na podłodze jestem zła, jak osa. Mam ochotę to wszystko wyrzucić!"
Proponuję, choć wiem, że przez złość wydaje się to wysiłkiem ponad miarę, jeden raz wspólnie z Amelią zrobić w jej pokoju porządek. Pokażcie gdzie powinny być lalki, gdzie klocki, a gdzie ubrania. Może Amelka coś zaproponuje? Na koniec powiedzcie coś w stylu - "ale teraz tu pięknie!", a na drzwiach pokoju przywieście liścik o treści:"Chcę, żeby o godzinie 18 był u mnie porządek. Twój pokój."
Później wystarczy (naprawdę, sami się przekonacie) przypomnieć - "Amelko, zbliża się 18-ta!", a ona będzie już wiedziała, czym ma się teraz zająć. Należy dodać kilkakrotnie - "ależ Ty potrafisz poukładać swoje książki i zabawki!", albo "ale jest pięknie w tym pokoju, odkąd Ty za niego odpowiadasz!"
I znika nasza "roztargniona bałaganiara"! Jeśli zdarzy się, bo zdarza się każdemu, tzw. "występek" to powstrzymajmy nerwy i skomentujmy - "dziś widzę tutaj bałagan". Unikajmy zwrotów: "i znowu to samo", "bałaganiarz!", bo one bardzo obrażają. Kiedy opiszemy, co widzimy - nie obrażamy dziecka, a dodatkowo, a przecież na to liczymy, ono chętnie naprawi swój błąd - chętnie posprząta.
Jeśli jesteście  rodzicami więcej niż jednego dziecka - odwracajcie role! "Roztargnionej Amelce" powierzcie bilety, a "leniwego Adasia" poproście o pomoc przy nakryciu stołu. I nigdy (odtąd) odwrotnie! Choćby wydawało się, że to Adaś powinien pilnować biletów, a Amelia nakrywać do stołu...
Zadanie do wykonania:
"Traktujmy dziecko tak, jakby już było tym, kim chcemy, żeby się stało!"
Powodzenia!

wtorek, 9 września 2014

Nigdy nie mów...nigdy nie mów "NIE BÓJ SIĘ!"

"Nie bój się, pani doktor nic Ci nie zrobi!" - słyszę często w swoim gabinecie.
"Nie bój się, nie będzie bolało!" - mówią rodzice do dziecka, gdy wchodzą do punktu szczepień.
STOP! Jak to "nic nie zrobi"? Przeciwnie - zrobi! Obejrzy gardło, uszy, osłucha płuca i serce, dotknie brzucha... Jakie "nic"? I jak to: "nie będzie bolało"? Mniej lub bardziej w zależności od progu bólu, boli każdego. Trudno o szczepieniach mówić w kategorii przyjemności.
Słyszę te słowa "NIE BÓJ SIĘ!" i obserwuję, jak wzmaga się strach, nasilają się płacz, krzyk dziecka, a jego zaufanie do rodzica nagle znika.
To zła metoda - potęguje obawę dziecka, bo gdy słyszy "NIE BÓJ SIĘ!" to w małej główce rodzi się myśl -"A jednak miałem rację, skoro mama i tata radzą: Nie bój się! to rzeczywiście jest to sytuacja, w której można mieć "stracha". Oni są duzi i może się nie boją, ale ja jestem mały i teraz bardzo się boję!"
Zaufałam teorii o empatii i mówię, jakby na przekór, choć niezłośliwie - "Widzę, że się boisz, ale..." i tu mówię, co zamierzam zrobić, po czym pytam - "Zgadzasz się?" I nagle podnoszą się smutne oczy i lekko przytakuje główka. Magia? - Magia empatii! Dziecko wie, że jest ktoś, kto rozumie jego strach. Nabiera zaufania. Słucha i decyduje, a niepewność zostaje oswojona dzięki informacji o tym, co przed nim. Naprawdę to działa!
Spróbujcie, proszę! Wiem, że to "przeklęte zdanie" ciśnie się na usta odruchowo, ale trzeba "ugryźć się w język" - zaboli i zdanie zniknie!
Dziecko ma prawo się bać, jak każdy! Nie wolno nam tłumić jego emocji!
A zatem dziś nauka tekstu - "Wiem, że się boisz, ale mama i tata są z Tobą!"

sobota, 6 września 2014

Czy dobrze zrobiliśmy?

"Jak dobrze, że dziś sobota!" - powiedziała dziś moja córka. Po wakacyjnym leniuchowaniu to był niesamowicie "długi tydzień"! Ogromne emocje, nierzadko płacz, rozczarowanie i wątpliwości. Myślę, że największe zwątpienie dotyczy rodziców, którzy posłali właśnie swoje "skarby" do przedszkola. "Czy dobrze zrobiliśmy?" - pada często pytanie, gdy dziecko nie chce wejść do sali, kurczowo trzyma się naszej ręki albo wtula się w nas, błagając, by go nie zostawić.
Czy dobrze robimy?
To będzie bardzo trudny okres - ten pierwszy rok w przedszkolu. Trzeba liczyć się z pościgiem infekcji, które dopadają "maluszka", a rodziców niszczą psychofizycznie. Wielokrotnie w gabinecie rozmawiałam z rodzicami, którzy czuli się bezradni i obwiniali się za stan zdrowia dziecka.
To będzie trudny rok! Ale...to dobra decyzja!
"Wszystkiego co naprawdę trzeba wiedzieć, nauczyłem się w przedszkolu - o tym, jak żyć, co robić, jak postępować, współżyć z innymi, patrzeć, odczuwać, myśleć, marzyć i wyobrażać sobie lepszy świat." (R. Fulghum)
Ufam, że przetrwacie! "Kapitulacja" tj. wypisanie dziecka z przedszkola nie rozwiąże problemów zdrowotnych, jedynie je odroczy, bo przecież m.in. przez chorowanie nabieramy odporności.
Na koniec, by dodać otuchy dodam, że gdy moje dzieci rozpoczynały edukację przedszkolną też byłam przerażona, a dziś tęsknię za tamtą rzeczywistością...

czwartek, 4 września 2014

Pierwszy dzwonek dla chcących być grypoodpornymi.

Niemalże z pierwszym szkolnym dzwonkiem pojawiła się i jest już dostępna szczepionka przeciwko grypie. Wiem, że to temat drażliwy, a sądząc po statystyce jesteśmy opornym na profilaktykę narodem. W tej kwestii daleko nam do Brytyjczyków, "drugą Ameryką: też nie jesteśmy...Cóż...
A może to zmieńmy! Ja z całą pewnością uważam, że "lepiej zapobiegać niż leczyć" i dlatego gronu zainteresowanym przypominam, że:
  • szczepienie przeciwko grypie nie tylko chroni przed grypą - jej ciężkim przebiegiem i powikłaniami, ale ma udowodnioną skuteczność w podnoszeniu odporności, co przed sezonem infekcyjnym jest wielką zaletą
  • przeciw grypie można szczepić dzieci od ukończenia 6m.ż, a jeśli jesteście rodzicami młodszego dziecka to właśnie Wam zaleca się szczepienie, by chronić swoje maleństwo, w medycznym slangu nazywamy to strategią kokonu
  • dzieci, które dotąd nie były szczepione przeciwko grypie w poprzednich sezonach muszą otrzymać drugą dawkę szczepienia po upływie co najmniej 4 tygodni
Zobrazuję to przykładem:
Jaś ma 6 lat. Jego rodzice postanowili, że we wrześniu ich synek rozpocznie pojedynek z grypą. Super!
Jaś zgłasza się do poradni, otrzymuje szczepienie i umawia się na kolejne starcie (drugą dawkę szczepienia) za 4 tygodnie.
Grypa, która najczęściej atakuje w styczniu jest "bez szans", a do tego czasu tzn. jesienią Jasiek ma w sobie MOC, która przezwycięży niejedno przeziębienie!
  • dzieci szczepione w poprzednich sezonach, takie jak choćby moje, otrzymują jedną dawkę szczepienia.
Polecam! I nie zwlekajcie, bo w tym przypadku "kto pierwszy, ten lepszy!" Bądźcie szybsi od infekcji, które czają się JUŻ za rogiem.
I jeszcze jedno! Nie mówcie tylko dziecku przed szczepieniem - "NIE BÓJ SIĘ!", bo potęgujecie tylko jego strach, ale o tym następnym razem. Dziś po prostu mi zaufajcie!

poniedziałek, 1 września 2014

Czas do szkoły! Nowe obowiązki.

I zaczęło się...
Rozpoczął się nowy rok szkolny, który każdej z nas, a mam tu na myśli - mamy dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym, wyznacza nie tylko rytm dnia ale i tygodnia. Uzależnione zostajemy od planu lekcji i rozkładu aktualnie pasjonujących nierzadko zmieniających się, bo "nakręcanych" słomianym zapałem naszych dzieci, zajęć dodatkowych.
Wiem, że dziś prawie każdy rodzic ma mętlik w głowie, dlatego przypominam, że od dziś ( dla tych, którzy mają wakacyjną przerwę) podajemy naszym POCIECHOM w wieku 1 - 18r.ż  600-1000 IU (w zależności od masy ciała) witaminy D3. Postępujemy tak, by zapobiegać niedoborom witaminy D3 i by wzmacniać układ kostny naszych dzieci, bo właśnie zaczynają uczęszczać na lekcje WF, a przyznam Wam, że ilością urazów na lekcjach wychowania fizycznego, które wymagały interwencji chirurgicznej, sądząc po ilości wystawianych przeze mnie skierowań do poradni chirurgicznej, można się zaniapokoić.
A zatem witaminę D3 podajemy CODZIENNIE co najmniej do majówki!
To Wasza pierwsza praca domowa!